Polski Fanklub ELO

„ALONE IN THE UNIVERSE”

24 września 2015 napisał

When I Was A Boy w Trójce z komentarzem M.Niedźwieckiego:

http://elofan.cba.pl/wp-content/uploads/2015/09/When-I-Was-A-Boy-w-Trojce-z-komentarzem-M.Niedzwieckiego.mp3

Klip z tekstem piosenki When I Was a Boy:

 

When I Was A Boy – jak Wam się podoba?

Nowa płyta ELO „Alone  In The Universe”

Nareszcieeeeeeeeee!!!!!!!

13.listopad 2015

singiel i zamawianie płyt od 25. września!!!!!

 
 
 
 
 
 

 

 

 

 

 

 

JEFF LYNNE’S ELO
‚ALONE IN THE UNIVERSE’
Release Date: November 13, 2015

First album of all new ELO music in over a decade!

Jeff Lynne’s ELO is set to deliver ‚Alone In The Universe” November 13, 2015 on Columbia Records. The album is available globally for pre-order Friday, September 25th (buy links listed below) and the first single „When I Was a Boy” is also available Friday. Fans who preorder the album will receive „When I Was A Boy” instantly.

Jeff Lynne:
„Music is such a powerful force in our lives. A good song can make people feel much less alone in this universe. And trying to create one of those songs somehow makes me feel less alone too. My whole life—from being that kid with a dream in Birmingham right until today—proves how much music can do.”

Ashley Newton, President of Columbia Records:
„Jeff Lynne is a total master of his craft and ‚Alone In The Universe’ is pure pop perfection. We are thrilled to be involved in the return of ELO and enormously proud to be releasing this contemporary classic on Columbia Records.”

LINKS

„When I Was A Boy” audio/pseudo video on VEVO:
http://smarturl.it/WhenIWasABoyAudio

„When I Was A Boy” lyric video on VEVO (available Friday):
http://smarturl.it/WhenIWasABoyLyricVid

Album pre-order on iTunes (available Friday):
http://smarturl.it/JeffLynnesELOit

Album pre-order on Amazon (available Friday):
http://smarturl.it/JeffLynnesELOamz

Vinyl pre-order (available Friday):
http://smarturl.it/JeffLynnesELOLP

/* TEST KOMENTARZY */

Napisz komentarz

Dodaj komentarz

/* KONIEC TESTU KOMENTARZY */

468 komentarze do “„ALONE IN THE UNIVERSE””

  1. 21stcenturyman pisze:

    Dokładnie, arof. Taki clip montujemy sami duuuużo lepszy. Nie ma Jeffa w clipie – nie ma clipu…
    :-)

  2. arof pisze:

    To nam się chyba Jeff reklam naszego Orange naoglądał, no i powstał teledysk do „Ain’t It A Drag” :) .
    Moja opinia – teledysk w porównaniu do When I Was A Boy jest po prostu cieniutki.

  3. 21stcenturyman pisze:

    O to samo chciałem właśnie spytać :-)
    Tour Jeffa rozpoczęty !!!!!
    Ja -Amsterdam !!!!!!

  4. Pete pisze:

    Kto by nie chciał zobaczyć i usłyszeć Jeffa na żywo? No więc… jest ku temu kilka okazji: http://www.jefflynneselo.com/events/
    Ktoś się wybiera?

  5. 21stcenturyman pisze:

    Następna piosenka Jeffa w propozycjach do LP3: Ain’t it a Drag!!! Głosujcie i pożyjmy klimate Alone… w radiowym eterze!

    Nie wspomnę już o Bryanie Adamsie :-)

  6. arof pisze:

    EL:O – nie, po prostu już wyrzucili ten plik bo nikt nie pobierał. Wstawię gdzie indziej i się odezwę.

  7. 21stcenturyman pisze:

    Pozdrawiam piszących z kursu zawodowego z Otwocka! Miło Was poczytać na zajęciach :-)
    Nadrabiam zaległości. Jutro jadę do Wieśka i zrobimy session pod ELOspaceship z Empiku.
    No i słuchajcie: właśnie się dowiedziałem, że …Biuro Łącznikowe do Spraw Akcyzy nazywa się …ELO! Jeszcze jeden fan???;-)

  8. EL:O pisze:

    Arof, sorki, ale jakaś dziwna ta stronka. Coś tam mam zainstalować… pobrać… nie wchodzę w to

  9. arof pisze:

    Ja usłyszałem w radio Honest Man nie mając pojęcia o projekcie i szczerze mówiąc wzięło mnie to wtedy bardzo.
    A propos wstawki – zespół nazywa się 286, jest z UK i tyle o nim wiem:
    http://www53.zippyshare.com/v/PPmlR8Bz/file.html
    Napisz, co sądzisz po odsłuchu. Jest kupa zapożyczeń, ale to brzmi jak dla mnie.

  10. EL:O pisze:

    …chociaż pierwszy LP PT2 w tamtych czasach aż taki zły nie był (do dzisiaj lubię posłuchać). O niebo lepszy niż Moment…

  11. arof pisze:

    Jeszcze jedno mi przyszło do głowy – co by było, gdyby elopodobni na starcie znaleźli takiego człowieka jak Jeff Jewett? Moim zdaniem mogłaby to być godna kontynuacja ELO, kto wie, jakby się to potoczyło. Gość też komponuje,produkuje, gra na wszystkim i ma dużo bardziej zbliżony wokal do oryginału, niż którykolwiek z wokalistów ELO pt.2. A już jego aranżacje gitar i sposób grania – no nie wiem, jak to określić – podróbka doskonała ;) . Nie wiem tylko w jakim jest wieku i czy takie spotkanie w ogóle byłoby możliwe. Natomiast wiem, że ta jego epka podoba mi się bardziej, niż całe PT.2 do kupy zebrane.
    Zaraz jeszcze coś wrzucę;).

  12. arof pisze:

    Dzięki, głupio mi się przyznać, ale znam:(.

  13. EL:O pisze:

    No to i ja się odwdzięczę…
    https://youtu.be/ys66NwyTOR0

  14. arof pisze:

    Where We Started i Honor Among Thieves to już normalnie więcej Lynne’a niż w samym Lynne ;) . Oczywiście żartuję, ale facet pięknie wczuł się w klimat, a wokale to chyba tylko sam Jeff mógłby lepiej zrobić. Mam nadzieję na jakiś LP.

  15. EL:O pisze:

    własnie jadę z I Can be Anything… extra
    Wstawiaj Jeffa

  16. arof pisze:

    Sting – zgoda, dorównał, Cetera? No nie wiem. Raczej Chicago się bardziej „uwieczniło”. Collins z pewnością przebił Genesis… miejscami na listach przebojów, natomiast odnośnie jakości nie da się porównać. A o to mi właśnie chodzi. Z Gilmourem mam spory problem, dlatego go prędzej z premedytacją nie wymieniałem. To zawsze głównie jemu kibicowałem we Floydach, A Momentary Laps Of Reason i The Division Bell uważam za jedne z najlepszych w dyskografii, ale… to było nadal Pink Floyd, tyle, że bez Watersa. Natomiast jego trzy naprawdę solowe płyty systemu nie rozwaliły. To, że Lynne jest wiodącą siłą sprawczą nie da się w żaden sposób zanegować, wystarczy posłuchać The Move i The Idle Race. Już tu słychać, że to kapela Lynne’a była zalążkiem brzmienia Elektryków i basta! Chciałbym nawet, żeby Lynne współczesnymi środkami ponownie nagrał „Going Home”, bo to naprawdę świetna kompozycja.
    Mówiąc o prawdziwej reaktywacji, też zastanawiałem się nad składem i naturalnie Mike na basie to oczywista sprawa.
    Przy okazji polecam epkę Jeffa z 2015 roku ;) . Oczywiście nie tego, lecz zespołu The Love Brigade, a właściwie solowego projektu Jeffa Jewetta. Po pierwszym kawałku szczęki szukałem na podłodze ;) . Nie tylko imiona się tu zgadzają! Mogę to gdzieś wstawić.
    Pozdrawiam.

  17. EL:O pisze:

    „Osobiście nie przypominam sobie, aby którykolwiek z członków zespołów z muzycznej ekstraklasy przebił swoją produkcją twórczość własnego zespołu”… że wymienię tyko Stinga, Collinsa, Cetera, Gilmoura (A Momentary…_) – być może nie przebili, ale przynajmniej w sposób godziwy dorównali.
    Osobiście też czekam na Reunion. On, Bev, Richard, może Mack lub Bottrel, a i Mike de Albuquerque pewnie jest bezrobotny – poniżej jego Roll Over Bethoven ze zlotu fanów EL:O
    https://youtu.be/Kzo8Ys1x2zk
    …się rozmarzyłem

  18. arof pisze:

    I jeszcze jedno w związku z pozorną bezpłodnością kompozytorską pozostałych ex-członków. Mam nieodparte wrażenie, że „Don’t Mess Me Up” było protoplastą „Roll Over Beethoven”, a w późniejszym czasie inspiracją dla „Don’t Bring Me Down”, „Hold On Tight” itd. jak i pierwszym tego typu utworem w, umówmy się ELO składzie. Niby to typowy rock’n roll, więc dość zamknięta konwencja, ale ktoś to w tym składzie zapoczątkował. Jak pewnie wiesz, pod kawałkiem podpisany jest Bev. Nie sposób też przecenić odmienność utworu „Poker”, za sprawą wokalu Kelly’ego. Kilka takich perełek było. Później Lynne, jako ten najzdolniejszy, totalnie zdominował zespół, ale jednak reszta panów z pewnością miała w ELO większy wkład, niż bycie odtwórcami narzuconej przez Lynne’a roli. A właśnie tyle można wnioskować ze słów i poczynań Jeffa.

  19. arof pisze:

    Sam więc podsuwasz pewną refleksję – skoro brzmienie nagle uległo transformacji, a z drugiej strony Jeff robi to machinalnie, można założyć, że na brzmienie ELO wpływ miał nie tylko Jeff, gdyż ta ewolucja nie byłaby tak nagła i do tego jeszcze zbieżna w czasie z rozstaniem z Bevem, Richardem i co istotniejsze chyba – z Billem Bottrellem i Reinholdem Mackiem. Za czasów ELO była to wypadkowa pracy kompozytora, muzyków, aranżera(ów), producenta, inżyniera, muzyków, a nawet wytwórni. Teraz tym wszystkim jest Jeff Lynne: jego kompozycja, produkcja, wykonanie i cholera wie, co jeszcze. To MUSIAŁO wpłynąć na produkt, bez względu na talent i osobowość Lynne’a. Osobiście nie przypominam sobie, aby którykolwiek z członków zespołów z muzycznej ekstraklasy przebił swoją produkcją twórczość własnego zespołu. Weźmy np. takiego Watersa, Collinsa, Fisha, Planta itp. I tak AITU jest nadspodziewanie dobrym albumem, lecz będę się upierał przy swoim, że gdyby to było nagrane w takiej konwencji, jak za czasów prawdziwego ELO, nabrałoby dodatkowej przestrzeni, świeżych rozwiązań w wielu aspektach i reasumując, byłoby o wiele lepsze. I niekoniecznie dzieląc się z innymi Jeff mniej by na tym zarobił – to zależy od sumy do podziału. Przytoczyłem przykład Guns’n Roses. Po wydaniu bardzo dobrej płyty „Chinese Democracy” na Axla wylały się tony pomyj chyba tylko z jednego powodu – to nie był ten „prawdziwy” zespół, tylko solowy koncept Axla. Jestem przekonany, że teraz po powrocie Slasha, nawet byle g…o w ich wydaniu sprzeda się do ostatniego egzemplarza. Tak to działa. Również w przypadku Black Sabbath było bardzo podobnie. Mam nadzieję, że Jeff to zauważy, w końcu Black Sabbath to jego rówieśnicy, niemal koledzy z podwórka, długi czas mający wspólny management, a w porywach nawet wspólnego perkusistę. Może to już kosmos, ale niezłomnie czekam na reunion ELO, nie na kolejną, choćby najbardziej udaną płytę Jeffa.

  20. EL:O pisze:

    Arof, mądre słowa. U Richarda cenię jego fortepian, naprawdę fajne aranżacje (Evil Woman, Wishing, Julie Don’t Live Here, Cheer Down Harrisona…) Bardziej jednak wyczuwalne w stylu EL:O jest (co pisałem wcześniej) praca producenta i inżyniera dźwięku. Brzmienie EL:O z lat 70-tych i 80-tych było bardziej przestrzenne, kolorowe, z różnymi muzycznymi transjentami i ozdobnikami. Począwszy od „Armchair Theatre brzmienie Jeffa uległo spłyceniu, jakiejś kompresji, tworząc muzyczną „ścianę dźwięku” Zresztą Jeff kiedyś w wywiadzie powiedział, że jego brzmienie jest niezależne od niego, robi to machinalnie… i dlatego jest tak charakterystyczny.

  21. arof pisze:

    Pewnie, że nie w takim stopniu, jak wymienionych przez Ciebie. Można jeszcze dołożyć Zakka Wylde’a, Marka Knopflera, Santanę i wielu innych. Bev jest perkusistą z krwi i kości i w tej materii zmagania Jeffa z bębnami legną, choć Bevan wcale jakimś wirtuozem perkusji nie jest i daleko mu do Paice’a, czy Powella. Bardziej charakterystyczny jest Richard, aczkolwiek Tandy-Morgan to był swoisty eksperyment, który z ELO nie miał kompletnie nic wspólnego. Jest to dowód nie na brak stylu, lecz na pewną elastyczność. Gilmour, Lynne, Clapton i cała reszta do tego stopnia ugrzęźli w swojej estetyce, że nawet tworząc z innymi nie są w stanie pozbyć się jej, lub też traktując, jak swój znak rozpoznawczy robią to celowo. Tandy nie jest tak znaną personą i mógł sobie na pewne zmiany pozwolić. Jednakże jego styl BYŁ wyczuwalny w ELO i żaden inny klawiszowiec związany z elopodobnymi, jak i sam Jeff nie jest w stanie podrobić „tego czegoś”, co wyróżnia Richarda. Nie wiem, na czym to polega, ale istnieje. Jestem święcie przekonany, że aranżacje keyboardu w ELO nawet, jeśli narzucone przez Jeffa, to jednak finalnie były przez Richarda dopracowywane, także pod względem brzmienia. Zresztą bez powodu nie jest jedynym facetem ze złotego składu, który cały czas ma swoje miejsce u boku Jeffa w czasach postELO – na odwołanej trasie Zoom Tour, w Hyde Parku, czy na obecnym tournee. W końcu co za problem dla Jeffa,żeby zaangażować kogokolwiek?

  22. EL:O pisze:

    Hmm, czy Richard i Bev jest charakterystyczny w sposobie grania? Polemizował bym. Czy grane przez Tandego partie klawiszy w duecie a Morganem mają coś wspólnego z EL:O?
    https://www.youtube.com/watch?v=Yy7Ej2Y93sE
    Czy bębnienie Beva jest „wyczuwalne” na płytach (sam w wywiadach przyznawał, że męczył go długotrwały proces nagrywania swoich partii w studio)?
    Ale dla przykładu takiego Gilmoura, Claptona, Lynne’a… wyczuwam na kilomoetr:)

  23. arof pisze:

    W schyłkowym okresie z pewnością tak było, ale Richard i Bev zaczynali jeszcze w The Move,do którego Jeff doszedł później i przypuszczam, że tam nie było takiej zależności. Zresztą tak naprawdę chyba tylko tych dwóch gości oprócz Jeffa można było uznać za członków ELO,a nie jakichś sidemanów, na których Jeff akurat miał zapotrzebowanie. Od momentu spektakularnego sukcesu (ANWR), wszystko zaczęło ewoluować, a Jeff stał się bogiem i carem w kapeli. To, że ci panowie nie udzielali się w roli kompozytorów, nie znaczy, że nie wnieśli wiele sposobem grania i wyraźnie słychać ich brak na AITU. Jeff jest niesamowity, ale nie dorównuje grą na klawiszach i perkusji RT i BB. Szczególnie Richard jest bardzo charakterystyczny. Jeff zdaje sobie z tego sprawę, czego dowodzi angaż na trasę. Również syntetyczne smyki nie zastąpią żywej sekcji smyczkowej. Jednakże tym sposobem można było odchudzić koszty i przyspieszyć całą produkcję, choć zastanawia mnie, jakby się to przełożyło na zyski, a czuję że zwróciłoby się z nawiązką. Za chwilę poniekąd będzie można to porównać do powrotu prawie oryginalnego Guns’n Roses.

  24. EL:O pisze:

    Kelly na dobra sprawę sam był sobie winny, o czym wspomniał w jednym ze swoich ostatnich wywiadów. Stracił w batalii mnóstwo $ i przyjaźń z Jeffem. I tak na dobra sprawę to Kelly „połakomił” się na kasę. EL:O po Time mieli jeszcze zakontraktowane 2 płyty. Jeff chciał nagrać album 2 płytowy (oryginalna wersja SM). Kelly węsząc rychły koniec EL:O zażądał większej kasy. Przeliczył się, bo Epic nie wydał podwójnego SM, a tym samym Jeff musiał z pomniejszoną ferajna nagrać BOP. Zresztą tak po prawdzie, wszyscy oni (Richard, Bev, kelly) byli tylko dobrze opłacanymi muzykami sesyjno – koncertowymi i tyle.

  25. arof pisze:

    Fakt, Kelly jeszcze za czasów OrKestry dawał w miarę radę, choć do Jeffa nawet nie porównuję. Z całych pozazespołowych projektów najbardziej trawię… Violinsky, choć to już inne klimaty, niż ELO. Co do wpływu Ardena na Jeffa miałem raczej na myśli nie tyle brak demokracji, co brudne zagrywki, typu próby pominięcia Kelly’ego na SM, przewałki z kasą za SM i BOP itp. Jednak bez niego raczej o żadnym z muzyków oprócz Wooda raczej byśmy nie usłyszeli (może Tandy i Bevan jeszcze z The Move coś by zawalczyli).

  26. EL:O pisze:

    Trudno mi sobie wyobrazić demokrację w takiej kapeli jak EL:O. No bo co? Jeff miał się „działkować” w komponowaniu z Richardem, Bevem czy Kellym. Jakość ich kompozycji wytrawni fani znają (Tandy Morgan Band, ELO part Two)

  27. arof pisze:

    No cóż – AITU pokryła się platyną w UK i… kompletnie przepadła w mediach. Ostatnio czytałem historię Ozzy’ego Osbourne’a i chyb już wiem, skąd w Jeffie się wzięły te dyktatorskie zapędy za czasów prawdziwego ELO i do teraz zresztą (status Richarda, brak porozumienia z Bevem itd). Oprócz Birmingham, tych dwóch panów łączy osoba Dona Ardena, który dla osiągnięcia biznesowych celów potrafił.. wywiesić do góry nogami delikwenta za oknem :) . I w obydwu przypadkach widać szkołę tego pana, nomen omen teścia Ozzyego. Choć to właśnie jemu ELO prawdopodobnie zawdzięcza oszałamiającą karierę na przełomie 70 i 80 lat. Pozdrawiam.

  28. 21stcenturyman pisze:

    W sumie to powinienem napisać:
    21stcenturyman alive too :-D

  29. 21stcenturyman pisze:

    No, tak…
    Inne sprawy wzięły górę, ale zaglądam tu prawie codziennie.
    Właśnie zagłosowałem sobie na Jeffa na LP3 – który to już raz na 50. miejscu??? Tak chyba jeszcze nikt nie utknął :-)
    Pozdrawiam i …EL:O Alive!!!

  30. EL:O pisze:

    No i co? Jeff w trasie, generalnie się dzieje, a tutaj cisza jak po śmierci organisty! Wzywam Ciebie 21st… i innych userów!
    EL:O A’live

  31. Janusz pisze:

    Jeśli ktoś potrzebuje „I Want To Tell You” Jeffa proszę o kontakt,mogę przesłać.

  32. 21stcenturyman pisze:

    W zeszłym tygodniu When I Was a Boy po dwóch miesiącach tułaczki w piątej i szóstej dziesiątce w końcu zadebiutował na 40. miejscu… Porównując z wynikami zainteresowania płytą na świecie szkoda się bardzo emocjonować listą. No, ale ciekawe jak będzie dzisiaj.
    No a redaktor Strzyczkowski zaprezentował całkiem z nienacka w Trójce popołudniowej (dosłownie 40 min. temu) utwór śpiewany przez Jeffa …I Want To Tell You!!! No a teraz Alright z Zoomu!!! Co się dzieje???? Ale obie piosenki prawie przegadał! :-) wrrrr!
    Brawo!

  33. 21stcenturyman pisze:

    W sumie to Jeff mógłby coś tweetnąć fanom – robi to za niego team na fb ;-)
    Swego czasu ładnym ukłonem wobec fanów był ten list na rewersie okładki ELO’s Greatest Hits…

  34. EL:O pisze:

    Pamiętam ładnych kilka lat temu na stronie Jurka Erdmana tez pojawił się tajemniczy wpis sygnowany JL. Temperatura na stronie sięgnęła zenitu. Snuto nawet spekulacje że Jeff przyjedzie na zlot, hi hi hi. Okazało się, że był to „joke” niesfornego fana – nota bene przyłapanego przez admina:)))

  35. 21stcenturyman pisze:

    Raczej joke ;-)
    Czyli święta,święta i po świętach…
    Urodziny Jeffa już za 1:28. Słuchajcie o 5:30 Trójki – będzie dedykacja.

  36. EL:O pisze:

    Ktoś, coś… że niby Jeff „like” Nasza stronę, a tymczasem zdjęcie zniknęło. Czyżby Fake?

  37. EL:O pisze:

    Bev na swoim profilu na FB o „When I Was A Boy” napisał, cyt. „Sounding Greeat”. Kilka wpisów pod postem o treści „Reunion…”

  38. Janusz pisze:

    Niestety trzeba pobrać ten dodatek gdy chce się pobrać plik większy niż 1 GB.Ale to jest proste i warto bo jakość koncertu jest doskonała.

  39. 21stcenturyman pisze:

    Janusz, trzeba pobrać ten dodatek?

    Nonsensopedia to ma sens! :-)
    Niezłe!

  40. Janusz pisze:

    Świąteczny prezencik dla fanów ELO,koncert BBC Radio Theatre w jakości HD 1080i (MKV – 1,8GB). Plik usuwam stamtąd w poniedziałek 21.12.2015.Jak ktoś będzie chciał pobrać po tej dacie,proszę o mail do mnie.

    https://mega.nz/#!TRwnFAzR!0cPvg2ebKIiLtF4-H4LKD30E8d_4MDf3SYm1I2P9bh4

  41. 21stcenturyman pisze:

    https://www.youtube.com/watch?v=_3U_BQF7-Hg

    Fajny materiał z kręcenia clipu „When I Was a Boy”

  42. Janusz pisze:

    Oczywiście,T-Raperzy znad Wisły są źródłem tego określenia.Kiedyś lubiłem ich oglądać.

  43. 21stcenturyman pisze:

    Łykamy, Janusz, łykamy!!! I dziękujemy! A te psubraty i te daty to nie z T-raperów znad Wisły??? ;-)
    arof: jasne, że takie coś w głowie „toczy walkę” – ja dlatego też z jakichś względów poustawiałem sobie „to” jako dzwonek kontaktu w tel., a „tamto” jako budzik itp.
    Co do Point Of No Return to pełna zgoda – uważam nawet, że „maniera wokalna” jest identyczna z On My Mind. Porównaj!
    Czy ktoś z Was brał udział w konkursie na artrock.pl? (ta strona z recenzją Alone…) Były 2 płyty do wygrania. Pytanie bardzo ciekawe i niełatwe.

  44. Janusz pisze:

    Teraz skupcie się Psubraty bo ważniejsze padną daty – 24 listopada 2015,The Fonda Theatre,
    Hollywood, CA
    Jeff Lynne`s ELO:

    01. All Over the World
    02. Evil Woman
    03. Showdown
    04. Turn to Stone
    05. When I Was a Boy
    06. Living Things
    07. One Step at a Time
    08. Strange Magic
    09. Don’t Bring Me Down
    10. Steppin Out
    11. Sweet Talkin’ Woman
    12. Can’t Get it Out of My Head
    13. When the Night Comes
    14. Ain’t it a Drag
    15. Rock N Roll is King
    16. Telephone Line
    17. Mr. Blue Sky
    18. „Encore applause”
    19. Roll Over Beehoven

    https://mega.nz/#!fAAiTBLa!qbRCuigQIpO1szFlIa_Jp1rVOKyS6BOalBx6udyjLT8

    FLAC

  45. arof pisze:

    Cóż, odnoszę wrażenie, że danie zostało skonsumowane, ze stołu sprzątnięte, a na deser w postaci odrzutów z sesji raczej długo poczekamy. Jednak po nieskończonym wałkowaniu AITU mam jeszcze coś do dodania. I tak mimo usilnych starań I’m Leaving You oraz dwa bonusy nie wchodzą i w ogóle moim zdaniem umieszczenie ich na płycie to jakieś nieporozumienie. Ja rozumiem, że płyta tworzy całość, że taki był zamysł Jeffa itd. ale nikt mi nie zabroni układać sobie kompilacji w mój prwatny sposób. Tym też sposobem na wszelkiego typu kartach pamięci (telefon, auto) z AITU wyleciały u mnie w/w piosenki, a po tytułowej wskoczyła Point Of No Return, która wręcz idealnie tam pasuje. I osobiście uważam, że w takiej formie płyta wręcz ociera się ideał, mimo uporczywego katowania płyty piosenki są nie do zdarcia, za każdym razem brzmią tak samo smakowicie.
    Nie przypadkowo zresztą wrzuciłem tą piosenkę, gdyż w sumie była pisana w tym samym czasie, co WIWAB i jakieś szkielety reszty utworów z AITU, choć „poszła” jako taki próbniak na Mr.Blue Sky.

  46. 21stcenturyman pisze:

    Ja z kolei np. z Armchair Theatre najbardziej lubię What Would It Take i
    Blown Away.

    Kto z Was także uważa, że Jaromir Nohavica w utworze Minulost zerżnął Jeffa z Save Me Now??? ( w wersji lajt, powiedzmy: „zainspirował się”) :-)

    PS. Elospaceship w naszych rękach!!!

  47. arof pisze:

    Dla mnie również Without Someone oraz Getting To The Point. Z remastera In For The Kill.

  48. EL:O pisze:

    Perełki z BOP dla mnie: Is It All Right i Without Someone:)

  49. arof pisze:

    Beatles Forever jest z pewnością najgorszą piosenką z tej sesji, do tego okraszoną kiczowatym tekstem, ale jak mieć wszystko, to wszystko ;) . Po złożeniu wersji a la 2CD stwierdzam, że dla mnie płyta jest jeszcze bardziej interesująca, a „strona D” po prostu miażdży. Składa się na nią TIme After Time, Mandalay, After All i Hello My Old Friend. Jako całość zaczyna to tworzyć taką a la suitę, dość mroczną, lecz wspaniałą.
    Jedyną kompozycją, która nie trafiając na SM została wydana na BOP jest Endless Lies, uważam, że jeden z najsłabszych punktów sesji SM. Na balansie za to okazała się jedną z lepszych. To ilustruje różnice poziomu tych albumów.

  50. EL:O pisze:

    Z tym Secret Messages to było tak…
    Po nagraniu Time Jeff miał zakontraktowane jeszcze 2 płyty za które wziął część $. Z kontraktu musiał się wywiązać, a że chciał już zakończyć działalność EL:O wpadł na genialny pomysł nagrania podwójnego LP. Zaszył się więc w Wisselord Studios w Holandi z zamiarem nagrania takowego wydawnictwa. Kelly po trasie Time Tour zorientował się w zamiarach Jeffa i węsząc rychły koniec EL:0 i tym samym stały dobry dochód postanowił wytoczyć sprawę sądową o zaległe tantiemy. Nie przypuszczał, że wytwórnia płytowa nie wyda całości zarejestrowanego materiału na podwójny LP i tym samym pożegnał się z EL:O. Zagrał na sesji SM w 2 utworach i 2 teledyskach i na tym się jego współpraca zakończyła. Wywalczył też w sporze sądowym jakieś 300.000 funtów za zaległe tantiemy. A że nie doszło do wydania podwójnego SM Jeff był zmuszony do nagrania w 1985r. Balance of Power.
    Tak czy owak chyba dobrze się stało. Podwójny LP z uwagi na swoją cenę raczej słabiej by się sprzedawał. SM jest moja ulubioną płytą, zawierającą naprawdę dobre utwory. W wersji dwupłytowej była by chyba lekko nudna.
    A tak na marginesie, kultowa Beatles Forever jest chyba najsłabszym ogniwem tego wydawnictwa i nie dziwi fakt, że Jeff jest przeciwny jego upublicznienia, podobnie zresztą jak Me&You z Royem Woodem…

  51. arof pisze:

    W latach 80tych pamiętam dyskoteki, na których nawet AC/DC zdarzało się usłyszeć. Z tą tanecznością to trochę przewrotnie miało być, ale w porównaniu do trzech poprzednich płyt SM jest najbardziej klimatyczny i najmniej taneczny właśnie. Oprócz Rock’n Roll Is King na całej płycie wyczuwa się melancholię, chwilami ociera się o progresywne brzmienia, nawet niby radosny Bluebird jakimś smutkiem zalatuje i chyba właśnie to zadecydowało o sprzedaży. Nie każdy fan Time, czy Discovery ją trawił, w całości trafiła tylko do tych bardziej wymagających. A odnośnie poziomu – ten moim zdaniem wręcz bardzo wzrósł na tym albumie.

  52. Janusz pisze:

    A czy jest jakaś wersja Keep Right „normalnej” jakości?

  53. arof pisze:

    Ja również nagrałem z radia, potem miałem winyl, do CD nie doszedłem, więc Time After Time usłyszałem dopiero, jak zassałem remastera w mp3. Potem gdzieś w sieci znalazłem informację, jak miał wyglądać SM w wydaniu dwupłytowym i z pomocą wszystkich dostępnych żródeł (przede wszystkim Afterglow) zmajstrowałem coś, co ma przypominać niewydaną, dwupłytową wersję. Z tym, że przed Letter From Spain chyba ma być właśnie Beatles Forever, stąd moje poszuiwania. Podobno istnieje dobra wersja poza prywatnym archiwum Jeffa. Przed chwilą czytałem wywiad z Jeffem z 2013 roku w którym mówił, że raczej nie opublikuje tej piosenki. Zdziwiły mnie jednak inne słowa Jeffa – powiedział, że BOP to jego jeden z najbardziej ulubionych albumów ELO!
    Link do całego wywiadu:
    http://www.goldminemag.com/article/jeff-lynne-revisits-his-roots-with-elo-and-classic-covers-projects

  54. 21stcenturyman pisze:

    Nie sądzę, Janusz. Wygląda jakby miała początek i koniec. A tak w ogóle to początek bardzo mi przypomina Long Black Road…

  55. Janusz pisze:

    Koledzy,czy istnieje pełna wersja „Keep Right On To The End Of The Road”?

  56. 21stcenturyman pisze:

    Nie mam dobrej wersji Beatles Forever…
    SM najpierw nagrałem z radia, tak więc nie porównywałem zawartości z kasetami.
    Słuchajcie: właśnie w tym momencie Wiesiek przechwytuje ELOspaceship z Empiku i ma zrobić dokumentację typu selfie :-)
    Oby tylko spotkał się z wyrozumiałością „fanów przepisów” podczas przejazdu nadgabarytem! ;-)

  57. mafet pisze:

    Teraz ja będę drobiazgowy; TIME AFTER TIME nie tylko był dołaczony na CD ale wyszedł od razu na kasecie (było coś takiego oprócz winyla). Jakie było moje zaskoczenie kiedy nabyłem winyl i poszukiwałem na nim bezskutecznie mojego ulubionego utworu ;)

  58. arof pisze:

    OK, chodzi mi o outtake z sesji SM. Nawiasem mówiąc ma ktoś Beatles Forver w jakiejś w miarę dobrej jakości?

  59. 21stcenturyman pisze:

    arof: poraża, poraża! :-)
    Ani Time After Time, ani Hello My Old Friend nie były bonusami z remasterów: pierwszy był dołączony dopiero do wersji CD (wcześniej analog nie zawierał tej kompozycji ), a drugi ukazał się w box secie Afterglow. Sorry za tę drobiazgowość… ;-)
    No i pamiętam utwory z SM na dyskotekach: leciały parami Stranger i Train Of Gold, a także Take Me On and On (panie proszą panów) – nie sądzę, że taneczność była jakimś wyznacznikiem sprzedaży. Były falowania popularności, tak jak i innych zespołów – trafiło i na ELO. Naprawdę nie ma wielu zespołów, które by cały czas trzymały najwyższy poziom. W ogóle takich nie ma! A Jeff nigdy nie schodził na słaby poziom. Never!

  60. arof pisze:

    EL:O – no to ja żałuję, że rozeszły się drogi Jeffa i Bottrella, bo uwielbiam brzmienie na Secret Messages. Piękna selektywność, choćby wspominając nakładki gitarowe w Take Me On And On, moim zdaniem jednym z najlepszych numerów ELO. Pięknie brzmi też Stranger. Ogólnie Secret Messages jako całość nie poraża, ale jest kilka perełek, których próżno szukać na innych wydawnictwach, jak choćby bonusy z remasterów: Time After Time, czy Hello My Old Friend, chyba najbardziej odjechana kompozycja Jeffa. W ogóle mam wrażenie, że wszystkie odpady z SM są niesamowite. Widać komuś zależało na typowo komercyjnym producie i piosenki wypadły. Zoom rzeczywiście jest niedoceniona płytą, ale SM również, gdyż bije na głowę Discovery i Time, a sprzedaż była o wiele mniejsza. Tylko, że ciężko się przy tym tańczy, ot cały powód.

  61. EL:O pisze:

    Arof, Time był nagrywany w pełni analogowo. Nawet syntezatory użyte do nagrań to typowe analogi (Yamaha CS80, Oberheim OBX)

  62. EL:O pisze:

    Jest jeszcze jedna ważna kwestia – studia nagraniowego oraz osoba inżyniera dźwięku. Przez lata Jeff współpracował z nijakim Reinholdem Mackiem (tym samym, który w tamtym czasie produkował Queen) Wszystkie dzieła nagrywano w podziemiach Hotelu Hilton w Monachium -Musicland Studios. Jego wkład jest wyraźny – przeskok z On the Third Day na Face the Music. I dalej do Time poziom realizacji dźwięku jest na tym samym poziomie. Róźnicę innego studia i reżysera dźwięku słychać na Secret… dźwięk wyraźnie cichszy, bardziej klarowny. Do tego przyczynił się nijaki Bill Bottrel – późniejszy producent Madonny. Zresztą Bill przyłożył rękę do nagrania Hold on Tight – był inź. dźwięku. Nie wszyscy także wiedzą, że na Time Jeff wypożyczył studio nagraniowe Abby w Stockholmie gdzie nagrał The Way Life’s Ment to Be (książeczka z Time o tym milczy) i jak przypuszczam Julie Don’t Live Here. Szkoda że drogi Jeffa i Reinholda się rozeszły…wielka szkoda

  63. mafet pisze:

    EL:O wielkie dzięki, ta recenzja wyjaśni niektórym wiele … a ja nadal będę twierdził, że ZOOM to świetna i niedoceniana pozycja i jak czytam te recenzję to cieszy fakt, że nie jestem sam …
    A odnosząc się do bębnów na AITU to myślę, że gra tam JEFF i przypomina mi się teledysk do Mercy, Mercy z LONG WAVE gdzie Jeff gra na kilku instrumentach w tym na „garach”. Sami widzicie jaki to wirtuoz perkusji .. ;) No a przecież mniej więcej tak brzmi perkusja na AITU.
    W zasadzie to mi to wcale nie przeszkadza ..

  64. 21stcenturyman pisze:

    EL:O, dzięki!!!!! Jak mówił Dyzma: Nno!!! :-)
    arof: chyba mnie nie zrozumiałeś… To nie ja robię Jeffowi zarzuty co do blaszanego brzmienia, tylko pewien adwersarz z tego forum. Uparł się i tyle… No i nie jest konsekwentny, bo jak wszystko jest „blaszane”, to wg jego postrzegania The Sun… też musiałoby takie być..

  65. arof pisze:

    I to jest właśnie trochę absurdalne – Time nagrywany analogowo (w sumie zapis cyfrowy, ale na taśmie magnetycznej) był najbardziej syntetyczną płytą w dorobku, zaś AITU nagrywane i obrabiane na kompie jest bardzo „analogowe”.

  66. arof pisze:

    Dziś niemal wszysto da się wygenerować syntetycznie, ale 21st – chyba widziałeś rezydencję Jeffa w L.A., nomen-omen były skład maszyn do gier hazardowych. Takiego czegoś nie utrzymuje się po to, aby robić muzę na kompie, choćby bębny. Zresztą Jeff sam mówił, jak wykorzystuje naturalne warunki akustyczne dla uzyskania pożądanych brzmień, ANALOGOWYCH brzmień. Zastanawia mnie w ogóle sposób realizacji takiego nagrywania, zawsze myślałem, że sygnał bierze się z linii, w tym przypadku raczej chodzi o mikrofony. Możliwe, że tu i ówdzie wspomaga się generatorem (pewnie w roli mertonomu ;) ), ale stawiam na to, że bębny na AITU to Jeff, a nie jego blaszany przyjaciel. Co innego kwestia obróbki, gdyż wg. słów Jeffa od 10 lat nie używa taśm, lecz ProTools, co generalnie sprawę ułatwia, natomiast efekt finalny jest raczej bardzo zbliżony.

  67. EL:O pisze:

    Piotr „Strzyż” Strzyżowski (Recenzent)
    Jeff Lynne’s ELO — Alone In The Universe

    Od kilku lat, gdy zasłużeni weterani wydają nową płytę, lepiej nastawiać się na rozczarowanie. Przykładów, gdy dawni Wielcy robią wszystko, by rozmienić swoją legendę na drobne, jest całe mnóstwo. VDGG, Yes, Pink Floyd… Nie brakuje na szczęście takich, którzy nawet w szóstej czy siódmej dekadzie żywota potrafią ciągle stworzyć coś interesującego: Ian Anderson czy Rush nagrywają płyty może niewybitne, ale na pewno udane i nie przynoszące im wstydu (a taki Wayne Shorter potrafi nagrać bardzo dobrą płytę nawet z ósemką z przodu). Podobnie Jeff Lynne.

    Z perspektywy kilku dekad widać, że swoistą cezurą dla Jeffa okazał się październik 1988 i ukazanie się pierwszej płyty Braciszków. W porównaniu z „Balance Of Power”, ta płyta była prawie zupełnym przeciwieństwem ostatniego (wtedy) albumu Orkiestry: pełna naturalnych, ciepłych brzmień, z elektroniką przesuniętą w tło, nie narzucającą się, dopełniającą całości – jedynym, co łączyło te dwa dzieła, był talent Lynne’a do tworzenia eleganckich, beatlesowskich melodii. Z perspektywy czasu widać, jak ważne dla Lynne’a było Traveling Wilburys – porzucenie technologicznych nowinek, supernowoczesnych brzmień i potężnej produkcji na rzecz kameralności, naturalności, subtelności, powrót do korzeni, do brzmień, na jakich Jeff się wychował, do lat 50. i 60.. Z tego wyrósł najbardziej niedoceniony, niezrozumiany album ELO – „Zoom”: płyta brzmieniowo również mocno odległa od wcześniejszych albumów sygnowanych nazwą Orkiestry, stonowana, ciepła, nostalgiczna, wbrew futurystycznej szacie graficznej zamierzenie staromodna, jakby pochodząca sprzed paru dekad i tylko lekko podrasowana nowoczesnymi produkcyjnymi sztuczkami. Choć zdziwieniu i niezrozumieniu fanów można się dziwić: wszak takie brzmienia, taką muzykę zapowiadał już wcześniejszy o dekadę „Armchair Theatre”, solowy debiut Jeffa, brakujące ogniwo ewolucji, jakiej uległo spojrzenie na muzykę, jakiej uległa twórczość Lynne’a między „Balance Of Power” a „Zoom”. (Aż się prosi, żeby gdzieś w tym łańcuchu dorzucić jeszcze współpracę z Beatlesami nad „Anthology”…). Naturalnym ogniwem w tej ewolucji jawi się też „Long Wave” – zbiór standardów rock’n’rollowych i musicalowych z lat 50., płyta ciekawa, a również niedoceniona i niezrozumiana. A tymczasem był to po prostu kolejny krok Lynne’a w procesie powrotu do korzeni, do muzyki, jakiej młody Jeffrey słuchał wieczorami w salonie ciasnego mieszkania gdzieś wśród zamglonych, szarych ulic i starych domów Shard End…

    Do promocji „Alone In The Universe” wybrano „When I Was A Boy” – i trudno o lepszy zwiastun tej płyty. I tekstowo, i muzycznie mamy tu znów nostalgiczny powrót do przeszłości, do smutnych, szarych, biednych przedmieść Birmingham niedługo po II wojnie światowej – i do młodego chłopaka, który wieczorami marzy, żeby grać na gitarze, żeby kiedyś zostać gwiazdą… I muzyka – ciepła, niespieszna melodia, bardzo beatlesowski śpiew Jeffa, eleganckie gitarowe wstawki – od pierwszych chwil było wiadomo: to dalszy ciąg łańcucha. Logiczna kontynuacja „Zoom” – a może raczej: synteza „Zoom” i „Long Wave”. Stąd może i ten nietypowy szyld: Jeff Lynne’s ELO. Jakby danie słuchaczom do zrozumienia, że jeśli szukają tu kolejnego „Out Of The Blue”, mogą się rozczarować. Że to już inne czasy, inna Orkiestra. Inny Jeff Lynne. Co zresztą można było usłyszeć na „Mr. Blue Sky”, zbiorze klasycznych przebojów ELO w nowych wersjach – bardziej intymnych, oszczędnych, (nomen omen) kameralnych.

    Znów pojawia się słynny latający spodek, tytuł, okładka i rysunek w książeczce przywodzą na myśl arcydzieło z roku 1977 właśnie – ale to nieco zwodnicze. Dużo lepiej tą płytę podsumowuje zdjęcie w środku książeczki: Jeff podczas nagrywania w swojej rezydencji w Beverly Hills, przed staromodnym mikrofonem, do tego klasyczny zestaw perkusyjny, organy elektryczne, parę gitar, na półkach – książki i płyty. Co znamienne, są tam widoczni Wilburysi, jest Tom Petty, są płyty Fab Four i książki o nich – ale Orkiestra jest raptem reprezentowana przez jedną, wciśniętą gdzieś z boku płytę. Jest też wielki syntezator Yamaha – podobny do tego, na którym Tandy grał choćby na teledysku do „Last Train To London” – ale on też jest odłożony, odstawiony na bok. Dominują klasyczne instrumenty, gitary akustyczne, Gibson Les Paul, fortepian, organy…

    „Alone In The Universe” to płyta, która ani na chwilę nie zaskakuje słuchacza. Mamy tu dokładnie to, czego po Jeffie AD 2015 mogliśmy się spodziewać: zbiór zwięzłych, eleganckich, ciepłych, melodyjnych, zaaranżowanych z dużym smakiem i wyczuciem piosenek, wyrastających z ducha lat 50. i 60., z ery rock’n’rolla, orbisonowskiego wyszukanego, wyrafinowanego popu i Beatlesów. I tak sobie płyną te piosenki jedna po drugiej. O „Alone In The Universe” już było. Lekko taneczny rytm i bluesowe naleciałości ożywiają bardzo beatlesowskie w wyrazie “Love And Rain”, do tego wokalne partie Jeffa świetnie uzupełnia tu jego córka. Nienachalnie przebojowa, dynamiczna „Dirty To The Bone” przywołuje ducha Wilburysów w nieco tylko nowocześniejszej szacie brzmieniowej, podobnie jak żywy rock’n’roll „Ain’t It A Drag”, jakby wprost z Liverpoolu pierwszej połowy lat 60. We „When The Night Comes” Lynne nieco kombinuje z rytmem, sięgając po lekko bujający puls wywiedziony z reggae. Do tego efektowne, iście beatlesowskie partie wokalne imponujące zwłaszcza w „All My Life” (choć leniwy „I’m Leaving You” wiele mu w tej kategorii nie ustępuje). No i finał płyty: najpierw „One Step At A Time”, jakby pochodzący z czasów „Discovery” czy „Secret Messages” (po unowocześnieniu i rozbudowanie brzmienia pasowałby do tamtych płyt doskonale), znów z wokalnymi popisami Laury Lynne, i na finał podniosły utwór tytułowy jako żywo przywodzący na myśl „Out Of The Blue” czy „Time”.

    Ech, żeby wszyscy rockowi weterani nagrywali takie płyty… Jeff Lynne zrobił po prostu to, co w muzyce popularnej najważniejsze: napisał paręnaście (wersja japońska zawiera parę dodatkowych utworów) udanych, melodyjnych, zwięzłych piosenek, dopracował je przez kilkanaście miesięcy w studio, fajnie je zaaranżował, ze smakiem wyprodukował. I tyle. Bez nie wiadomo jakich deklaracji, pretensji, bez sztucznie nadętej otoczki w rodzaju nieszczęsnego „Endless River”. Bo czego więcej trzeba? A tak, przydałaby się jednak wiolonczela. Trochę jej brakuje. Ale poza tym – powstała płyta, która świata może nie podbije, superprzebojów też z niej się raczej nie wykroi, ale do której będzie się chętnie wracać. I która (na chwilę obecną) zamyka dorobek ELO w sposób jak najbardziej godny: pięknym powrotem do korzeni, do początków muzycznej przygody Jeffa Lynne’a. Historia zatoczyła koło: po międzygwiezdnych podróżach szef ELO wrócił tam, gdzie zaczynał, skąd się muzycznie wywodzi. Może nie będzie to moja płyta roku, ale jak na razie „Alone In The Universe” miejsce na podium ma.

  68. 21stcenturyman pisze:

    The Sun Will Shine On You to też ten sam perkusista… Do znudzenia będę pytał, czy tu nie jest też „blaszany”???
    Przypominam, że Jeff chwalił się, że na Don’t Bring Me Down po raz pierwszy użyli automatu perkusyjnego. Co zmienia ta wiedza???

  69. arof pisze:

    No i Richard powinien nagrać partie klawiszy. Ale… ja uważam, że płyta jest bardzo dobra, wręcz najlepsza od OOTB, którego reedycja wyszła również w tym roku. Przypadek?

  70. arof pisze:

    Kajman – kompozycje wg mnie są świetne, natomiast dziwi mnie też trochę zadufanie w sobie Jeffa, gdyż nagranie tego materiału z muzykami sesyjnymi rzeczywiście mogłoby podnieść atrakcyjność. Profitów ze sprzedaży AITU również wcale nie musieliby ciągnąć, więc dużo mniej Jeff by na tym nie zarobił. Tym bardziej, że jest świetnym kompozytorem, aranżerem i wokalistą, natomiast jeśli chodzi o instrumenty to rzeczywiście przynajmniej sekcja rytmiczna mogłaby być z zewnątrz. W końcu Jeff nigdzie na perkusji i basie zawodowo się raczej nie udzielał. Na złe by to z pewnością nie wyszło.

  71. 21stcenturyman pisze:

    Wyczytałem, że koncertowali tylko w 1990 roku.

    Zuza: no to musiałaś się nieźle zdziwić :-P My tu już nieźle harcujemy od jakiegoś czasu.
    Wcześniej też nikogo nie musiałem przekonywać dlaczego to czy tamto mi się podoba :-)
    ( lub nie podoba , ale to rzadziej – baaaardzo rzadko…)

  72. Janusz pisze:

    Jest kilka płyt koncertowych „Alan Parsons” – The Very Best Live,Eye 2 Eye Live In Madrid,LiveSpan.

  73. arof pisze:

    Parsons w ogóle koncertował???

  74. Zuza76 pisze:

    21stcenturyman :) trafiłam tutaj tak późno gdyż również żyłam przekonana, że muzyka ELO jest tylko dla mnie ;) Zmieniła mi się jedynka z AITU :) 1. On My Mind 2. Sun Shine On You 2. Alone In The Universe trochę pewnie potrwa zanim przestaną tak „skakać” :) Dziś AITU pomogło mi przetrwać dziesięć godzin w pracy! Miłego wieczoru wszystkim życzę:)

  75. 21stcenturyman pisze:

    Nie narzekajmy, arof. I tak mamy lepiej niż np. fani The Alan Parsons Project ;-)

  76. arof pisze:

    Właśnie, Wembley AD 1981. Yours truly, choć zmieniona aranżacja, chociaż dodane smyki brzmi biednie. Jeff dzieli się wersami z Kellym, bo przy takim zagęszczeniu tekstu nie sposób się w końcu nie zapowietrzyć ;) . Sam vocoder i klawisze Richarda to za mało. Chociaż solo dodaje piosence uroku, powinno być na płycie.
    Here Is The News – badziewiasty początek na syntezatorze, który nawet gitarę zastępuje, zagrane szybciej, bez polotu, bez chórków, jakby z zamiarem, aby przejść jak najprędzej do swojego stalowego repertuaru. Również chwilami Kelly ciągnie wokal prowadzący. To samo From The End Of The World. Brak tych wszystkich odgłosów strasznie zubaża te utwory, bo w treści są banalne, choć chwytliwe. Uważam, że oprócz solo Mika, które jest kompletnym nieporozumieniem, to kawałki z Time na Wembley brzmią zdecydowanie najgorzej, do tego najbardziej odbiegają od płytowej wersji. Bodaj tylko 6 sztuk odgrywają, to nawet nie pół płyty. Jeff czasami odstępuje od swojej setlisty, choćby wykonując Steppin Out, czy Handle With Care. Ale co by się do Jeffa nie ograniczać, elopodobni Tajmu też raczej unikają. Grają chyba tylko Twilight, Ticket… i Hold On Tight od czasu do czasu. Jakby tego nie ugryźć, wychodzi na to, że Time był przekombinowany w studio. Dostali jako pierwsi w historii do wykorzystania 32 ścieżkowy magnetofon studyjny i stąd to bogactwo brzmienia przekładające się na brak możliwości odtworzenia na żywo. Chociaż pewnie również trochę dzięki temu urzekł słuchaczy.

  77. 21stcenturyman pisze:

    Wiem, o co Ci chodzi, arof. Nie będę się upierał, że te formy nie są inne niż wcześniejsze lub późniejsze… Co do Time Touru, to właściwe spostrzeżenie, ale dotyczy to także każdej innej formy promocji płyty. To samo z Zoomem. To samo z OOTB. I zauważ, że z bardziej skomplikowanych aranżacyjnie kompozycji, okraszonych rozmaitymi efektami, na koncertach odtwarzane są głównie single. Słyszałeś, aby gdzieś Jeff wychodził poza standardową playlistę??? Nie twierdzę, że Jeff nie dałby rady odtworzyć np. Mission ( śpiewałem to bardziej lub mniej nieudolnie na jednym z naszych Zlotów ) czy choćby Loser Gone Wild, ale z jakichś względów ( pewne ograniczenia wokalne live ) tego nie czyni. Czasami nie da się wycisnąć wszystkiego. A jak było ze „Standing In The Rain” na Wembley? Nie leciało z playbacku??? To samo dotyczy Yours Truly, 2095…

  78. 21stcenturyman pisze:

    Ja usłyszałem Hold On Tight jako singiel zapowiadający płytę latem 1981 roku w …PKS-ie :-)
    Pisałem tu kiedyś o tym… Pomimo marnej jakości radiowej jedynki i głośnego silnika Jelcza, udało się rozpoznać głos Jeffa bez trudu!

    A co do Don’t… to było jeszcze Don’t Bring Me Down od którego to wszystko się zaczęło. Don’t Say Goodbye, Janusz, oceniam tak głównie za infantylne chórki. Posłuchaj pod tym kątem…
    arof: w SM ten prolog i epilog to wg mnie to intro i zakończenie wg lustrzanego odbicia…

  79. arof pisze:

    Zajrzałem w link do Time Tour, oczywiście to normalne, że skoro promowali Time, to grali utwory z owej płyty (potem już do nich nie wrócili) i byłem tego świadomy, natomiast jest tu też opisane z jakimi zmianami względem wersji studyjnej mamy do czynienia. Weźmy teraz na tapetę ostatni koncert Jeffa z BBC2 i klasyczne piosenki ELO. Były tam jakieś zmiany aranżacyjne? A co trzeba zmieniać np. w „When I Was A Boy”, żeby zabrzmiało? Nic, bo efekty są tu podmiotem, nie przedmiotem. I tylko o to mi chodzi.

  80. arof pisze:

    Już zagłosowałem. 21st, ale chyba nie sposób się nie zgodzić z tym, że w nietórych kompozycjach Time grzeszy formą. Np. żeby odegrać takie Eldorado potrzeba nie lada orkiestry, ale się da. Natomiast, jak do cholerki zagrać np. Yours Truly 2095 nie używając sampli??? Time był świetnym projektem studyjnym, ale te „pozamuzyczne” smaczki nie pochodzące z prawdziwych instrumentów chwilami wysuwały się na czołowe miejsce. Może mój sposób odbioru muzyki jest niewłaściwy, ale porównując do gier komputerowych, kiedyś ludzie godzinami zajeżdżali PacMana, czy Boulder Dasha, teraz gry mają wspaniałe dla oka, realistyczne efekty specjalne, wypasioną grafikę, ale jak to się ma do grywalności??? Nijak. Oprawa, oprawą, ale liczy się treść.
    Na AITU jest sporo odniesień do lat 50/60 poprzedniego stulecia, Time był na wskroś nowoczesny, wręcz eksperymentalny. Natomiast która z tych płyt na dzień dzisiejszy pobrzmiewa archaicznie? OK, AITU jest nowe, cofnijmy się do OOTB. Puszczamy te dwie płyty laikowi nie znającemu ELO z prośbą o szacunkowe ustalenie roku wydania. Jestem pewien, że bezbłędnie oceniłby Time, jako płytę nagraną w latach 80tych, natomiast zremasterowane OOTB i AITU możnaby wręcz zamienić miejscami i nic by nie podpadało.
    Jeszcze słowo o Secret Messages – ta płyta na tyle da się porównać do Time, że gra ją ten sam zespół. Nie zauważyłem prologu (wstęp do tytułowej piosenki nim nie jest), epilogu również, za to są tam wielopłaszczyznowe partie wspaniałych gitar (Take Me On And On), których na Time nie uraczysz. Podobieństwem mogą być ewentualnie „The Way Life`s Meant To Be” – „Bluebird” i „Hold On Tight” – „Rock And Roll Is King”. SM nie jest tak nahalnie przebojowy, jest bardziej stonowany, bogatszy muzycznie i moim zdaniem dużo lepszy od Time. Wiem, że wiele ludzi odwróciło się wtedy od ELO, ale przypuszczalnie dlatego, że po Discovery, Xanadu i Time zespół wydał płytę głównie do słuchania, a nie do tańca.

  81. Janusz pisze:

    Pisaliście o TIME,ja tę płytę usłyszałem ukradkiem gdy byłem w wojsku,znałem już wtedy (1981) wszystkie płyty oprócz 2 pierwszych i FACE THE MUSIC,które na pierwszym urlopie zdobyłem (na giełdzie płytowej w Krakowie był ktoś kto przegrywał płyty winylowe na taśmy magnetofonowe i miał wszystkie dotychczasowe płyty ELO). Potem już byłem z wszystkimi płytami na bieżąco.Teraz słucham TIME w wersji 24bitowej/192 khz i brzmi świeżutko.
    https://www.ponomusic.com/ccrz__CCPage?pageKey=search&searchText=electric%20light%20orchestra

  82. 21stcenturyman pisze:

    Głosujcie na Jeffa jako Artist of the Year: 2015 Ultimate Classic Rock Awards !!!

    http://ultimateclassicrock.com/2015-ucr-awards-artist/?trackback=fbshare_top_flat_3

    Zobaczcie jak Jeff wygrywa w cuglach i kogo (!!!) wyprzedza! Szok!

  83. 21stcenturyman pisze:

    Zuza, szkoda że tak późno trafiłaś na nasze forum – my tu od dwóch miesięcy żyliśmy nową płytą Jeffa i to tu dzieliliśmy się pierwszymi jej zwiastunami.
    Janusz: mój budzik to właśnie Rain Is Falling, wcześniej Letter From Spain, a wszystko przez łagodne tony, które wyrywały mnie delikatnie ze snu :-)
    Mój nick z tego forum, nick kolegi EL:O zaczerpnięty z czasów Time Touru ( mam nawet ten plakat z Bravo z odwróconym zegarem elektronicznym na scenie ) i wiele wiele innych znaków na Ziemi i na niebie świadczą o uwielbieniu Time’u all over the world. Ale zgadzam się: takie były czasy, tak ewoluowały wówczas pomysły i pewne ukłony względem komercji, której Jeff także był trybem. Niczemu to jednak nie umniejsza. Mój kuzyn np. po wydaniu Secret Messages odwrócił się od ELO – stwierdził, że to powielenie Time’u ( układ albumu, efekt prologu i epilogu, ten sam pomysł z finalnym rock’n’rollem, częściowe łączenie utworów itd.) i że takiej płyty ( tak dobrej) w dyskografii zespołu już nie będzie. Słabej wiary był… Pamiętam, jak na podwórku ktoś mówił, że w trakcie dyskoteki didżejowi chcieli dać w zęby, bo cały czas puszczał Time! :-D I to nie był jakiś tam Time, ale po prostu Time! I to mówiła osoba, która na pewno nie zaliczała się do grona fanów. Świadczy to dobitnie o rozpoznawalności i płyty i zespołu w tym czasie. Pomimo tego, Zuza, ja także byłem „alone” w swojej fascynacji. Dlatego muzykę ELO brałem bardzo do siebie, wręcz zagarniałem ją wierząc, że jest …dla mnie! Ileż to razy przeleżałem czas na łóżku słuchając i gapiąc się w sufit…
    Dlatego przekonywanie teraz kogokolwiek o tym, co jest naprawdę wartościowe w przypadku ELO, to przekonywanie o wyższości Świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą. Nie podejmuję się tego -nigdy nie miałbym pewności, czy aby na pewno mi się nie wydaje. Dlatego bardzo podpisuję się pod tym cytatem : „Nie potrafię rozbierać utworów na czynniki pierwsze i oceniać ich po kolei. Kawałki o których mowa towarzyszą mi od zawsze, nie tylko przeplatają się ze wspomnieniami, one są nośnikiem dla tych wspomnień i to jest wartość, ktorą ja dostrzegam. To oczywiście bardzo indywidualne postrzeganie, ale niestety ja muzyki inaczej nie potrafię odbierać.” :-)
    Dzisiaj Marek Niedźwiecki w Trójce zaprezentował Blue i okrasił to komentarzem, który nie do końca usłyszałem, ale było to nawiązanie do Enya (Enyi – jak to zapisać?) i jej płyty, że tak samo Jeff cokolwiek by nie nagrał, niczego nie musi już udowadniać, czy coś w tym stylu… Zastanawia mnie sytuacja When I Was a Boy na LP3… 58 miejsce i balansowanie w „szczęśliwej trzynastce” Z drugiej strony Zbigniew Wodecki i jego odgrzewane przeboje. O co tu chodzi??? Może poprosimy o Mr. Blue Sky w wersji Jeffa? Alone In The Universe nie ma w 100 najlepiej sprzedających się płyt muzycznych w empik.com (Bryan Adams jest na 87. miejscu ). W Holandii Jeff to nr 5, w Szwecji nr 5, w Niemczech nr 7,w Belgii nr 8, w Irlandii nr 6, na http://www.officialcharts.com nr 4, na Billboard Tastemaker Nr1, w Japonii Nr 1, w BBC Charts Nr1!!!
    Jak mamy go przekonać, aby przyjechał do Polski???

  84. 21stcenturyman pisze:

    arof: polecam

    https://brian-paone-aob2.squarespace.com/yours-truly-2095/

    oraz

    http://www.jefflynnesongs.com/timetour/

    To tak gwoli ciekawostek. W ogóle to, co robi ten Robert Porter na stronie Jeff Lynne Song Database to mistrzostwo świata!

  85. 21stcenturyman pisze:

    Dzięki, Janusz! Już słucham! :-)

  86. Janusz pisze:

    Jeśli ktoś potrzebuje to tu jest „On My Mind” w wersji FLAC
    https://mega.nz/#!OFZTUIqK

    Usuwam plik w poniedziałek.

  87. arof pisze:

    Nazywajmy sprawy po imieniu: to jest kompletny brak poczucia estetyki i kropka!

  88. Zuza76 pisze:

    Najlepsze jest to, że większość wyszydza, a jednak sprzedaż jest i na koncertach komplet:) żeby tym się fascynować trzeba mieć naprawdę szczególne poczucie estetyki.

  89. arof pisze:

    Też zwyczajnie nienawidzę disco polo, ale ktoś tego slucha, ktoś się przy tym zakochuje, dorasta, a potem wspomina. Chociaż może jeśli komuś taki styl odpowiada, to jego wnętrze nie pozwala na jakieś głębsze odczucia. Nie wiem. Zadziwia mnie fenomen popularności tej „muzyki”.

  90. Zuza76 pisze:

    P.S. Nie ma szans, żeby przy majteczkach w kropeczki narodziły się jakieś cudowne wspomnienia gdyż akurat na ten gatunek muzyki reaguję alergicznie i mógłby mnie jedynie trafić szlag co jest watpliwą przyjemnością:)

  91. Zuza76 pisze:

    Oj w moim przypadku trudno będzie Time zdetronizować:) chociaż AITU ma szansę nie tyle przez swoją zawartość, bo z tą dopiero się zapoznaję, ale przez sposób w jaki się wdarło do mojej świadomości:) Nie miałam pojęcia, że jakaś płyta w ogóle ma wyjść. Kilka dni temu przypadkiem udało mi się złapać trójkę w pracy , w naszym zdezelowanym radio i akurat leciało The Sun Will Shine On You. Normalnie jakby mnie prąd poraził od pierwszych dźwięków! ELO i …o rany! Nie znam tego utworu! Po prostu odkrycie istnienia tej płyty sprawiło mi ogromną radość. Po pracy prosto do najbliższego empiku, a później galopem do domu:) Pierwsze odsłuchanie się nie liczy bo człowiek chciałby wszystkie kawałki jednocześnie i trudno się skupić:) za to drugie było już jak trzeba, a co najważniejsze, ani przez moment nie czułam się rozczarowana, bo przyznaję, trochę się tego obawiałam.

  92. arof pisze:

    Dodam jeszcze, że nawet najgorszy gniot, jakieś majteczki w kropeczki itp. mogą być nośnikiem najwspanialszych wspomnień, co wcale nie przesądza o wartości tego utworu. Jednak mimo to w pełni Cię rozumiem.

  93. arof pisze:

    To strasznie krucha sprawa… Ciężko mi jednoznacznie odpowiedzieć, bo każdy może co innego uznać za wartość. Dla mnie najkrócej wygląda to tak, że wartościowa kompozycja nie poddaje się upływowi czasu, oraz to, że długo kazde kolejne odsłuchanie niesie za soba odkrywanie nowych smaczków, wywołuje emocje, tworzy klimat. Natomiast wracając do Time, kawałki wpadają w ucho natychmiast, lecz mimo, iż potem ciągle fajnie się tego słucha, to te piosenki, które subiektywnie uznałem za słabsze zwyczajnie przestają wywoływać gęsią skórkę. Trick z Yours Truly, Here Is The News i kilkoma innymi polega tylko na studyjnym brzmieniu, natomiast chcąc obedrzeć te piosenki z elektroniki i zagrać np. w wersji unplugged nie zostanie z nich wiele. Może dlatego Jeff tak od nich stroni. Osobiście, co do Time jestem ambiwalentny. Kocham tą płytę, darzę potężnym sentymentem (czasy młodości, pierwsze fascynacje muzyczne i nie tylko;), natomiast ananlizując kompozycje nie wygląda to juz tak różowo i np. uważam AITU za o niebo lepszą płytę od Time.

  94. Zuza76 pisze:

    Arof, a co sprawia, że kompozycja jest mniej lub bardziej wartościowa, co jest wyznacznikiem? Oczywiście pytanie odnosi się do twórczości artystycznej bo taką jest moim zdaniem muzyka ELO. Pytam z czystej ciekawości, mam swoją „teorię” na ten temat i ciekawi mnie jak inni tę kwestię widzą. Nie potrafię rozbierać utworów na czynniki pierwsze i oceniać ich po kolei. Kawałki o których mowa towarzyszą mi od zawsze, nie tylko przeplatają się ze wspomnieniami, one są nośnikiem dla tych wspomnień i to jest wartość, ktorą ja dostrzegam. To oczywiście bardzo indywidualne postrzeganie, ale niestety ja muzyki inaczej nie potrafię odbierać.

  95. EL:O pisze:

    Za gówniarza miałem 2 główne kasety które non stop leciały. Na pierwszej Time i Stg. Pepper Lonely…, na drugiej Dark Side of the Moon i A New World Record. Pewnego dnia odmówiły posłuszeństwa – zwyczajnie się starły. I tak do dzisiaj został ten The Best kwartet:)

  96. arof pisze:

    Tekie najbardziej wyraziste porównanie Time w odniesieniu do innej kultowej i wspaniałej kapeli – Queen, jest ich album Hot Space wydany rok później. Też rewelacyjna płyta, lecz zupełnie inna, niesamowicie komercyjna, a zarazem wyliczając ciągiem najważniejsze piosenki Queen nic z niej się raczej na tej liście nie znajdzie, może oprócz Under Pressure. Takie były czasy, takie zapotrzebowanie publiki i wiele klasycznych zespołów wyszło jej na przeciw.

  97. arof pisze:

    Nikim się absolutnie nie sugerowałem, mało tego – cały Time bardzo mi się podoba, łącznie z piosenkami, które wymieniłem, jako te słabsze, Natomiast jest różnica między fajną piosenką, a wartościową kompozycją. I np. takie Yours Truly jest zgodnie z tematem naszpikowane niby-futurystyczną elektroniką, podobnie, jak np. Here Is The News. To naprawdę świetne piosenki, ale jakby oderwane zupełnie od reszty twórczości Jeffa. Może jeszcze Video z Electric Dreams zahacza o takie klimaty. Na Time pasowały, jak ulał, natomiast same w sobie były daleko od całej reszty. Mało w tym było z ELO, aczkolwiek nie ma tyle alkoholu na Ziemi, po którym mógłbym to do jakiegoś synthpopu porównywać! Time stylistycznie był zupełnie inny, w konwencji space rocka, nigdy wcześniej, ani później ELO nie nagrało takiego albumu. Do tej pory płyta stanowi kość niezgody w wielu dyskusjach – jedni zażarcie jej bronią, inni uważają za eksperyment, jescze inni za jedną ze słabszych pozycji. Takich kontrowersji ne wzbudza żadna inna płyta. Ja uważam, że najbardziej wiarygodnym recenzentem Time jest sam autor, a ten uparcie omija temat tej płyty tak na koncertach, jak i w wywiadach. Coś w tym jest…
    Zuza – ja też w czasach Time oprócz ELO słuchałem Pink Floyd, teraz jest tego znacznie więcej, ale tamto pozostało.

  98. Janusz pisze:

    Mój faworyt z XANADU to „I`m Alive”,zauroczyłem się od pierwszego usłyszenia.LONG WAVE to „She’.W wykonaniu Jeffa to dla mnie perełka,mam jako główny dzwonek w smartfonie.

  99. Zuza76 pisze:

    Jeśli już jesteśmy przy „Don’t” to bardzo, bardzo lubię Don’t Walk Away z Xanadu :)

  100. Janusz pisze:

    Jak widać każdy z nas,fanów ELO i Jeffa ( chociaż ja jak już dawno temu pisałem najbardziej lubię Status Quo) ma różne ulubione utwory.Z ALONE większość z nas,którzy tu się odzywają wymienili już swoje nr. 1.Żeby udowodnić różnorodność naszych gustów w ramach ELO i Jeffa dodam,że moje ulubione nagranie z TIME to „The Way Life`s Meant To Be”,z SECRET MESSAGES to „Bluebird” z BALANCE OF POWER to „So Serious” z ZOOM – „Moment In Paradise” a z ARMCHAIR THEATRE właśnie „Don`t Say Goodbye”".

  101. Zuza76 pisze:

    Rain is falling jest fantastyczne! Kocham ten kawałek. Jak i zresztą pozostałe. Aczkolwiek obiektywna wobec Time nie potrafię być. I nie tylko ja jak sądzę, kapela mojego taty nazywała się Time :) poza tym ja nie miałam szczęścia do ludzi, którzy ELO słuchali lub chociaż znali. Moi rówieśnicy patrzyli na mnie jak na kosmitę kiedy oswiadczałam czego słucham (poza ELO przyznawałam się również do Pink Floyd). Jeśli już ktos, coś w wykonaniu ELO słyszał to właśnie, przeważnie coś z Time. Zwykle Ticket, albo Hold on tight. Po dziś dzień w Rock radiu zdarza mi się coś ELO usłyszeć i są to przeważnie utwory z tego albumu…
    no z wyjątkiem Calling America bo ten też czasem się pojawia. Być może Time było po prostu bardziej komercyjne, bardziej „dostępne” dla tych nieuzależnionych…i może na tym fenomen tej płyty polega?

  102. 21stcenturyman pisze:

    Jakbym miał się czepić (na siłę) czegoś w dyskografii Jeffa, to byłoby to np. …Sweet Is The Night z OOTB (tak, tak!) i Don’t Say Goodbye z AT. Ale Yours Truly…?????

  103. 21stcenturyman pisze:

    Uuuuu!!! Yours Truly, 2095???!!! Przesadziłeś chyba…
    Uuuuu!!! From The End Of The World?!?! Jak wyźej…
    Uuu! Co tam jeszcze? Mam nadzieję, że nie zasugerowałeś się opinią pewnego recenzenta ;-)

  104. arof pisze:

    Time w swoim czasie po prostu rozwalił system. ale główną tego przyczyną było brzmienie (szczególnie wyeksponowane klawisze Rycha) i przebojowość. Rzadko wykonawcy głównego nurtu bawili się w nagrywanie concept albumów, więc to też wpłynęło na atrakcyjność. Natomiast dziś, gdybym miał wymienić jakieś wartościowe kompozycje, to pewnie skończyłoby się na Twilight. Ticket To The Moon, 21st Century Man i może Rain Is Falling. Z Hold On Tight, Lights Go Down, Yours Truly 2095 i From The End Of The World czuć kiczem na odległość. Uroki lat 80tych. Gdyby Jeff na AITU poszedł w te klimaty, zjechano by go do suchej nitki.

  105. 21stcenturyman pisze:

    Wokal!!! Właśnie ten wokal Jeffa sprawia, że w Dirty… słyszymy klimat z Moment… Tak samo kocham Love and Rain za ten mocny wokal, który występuje w Loser Gone Wild – mój ulubiony utwór z listy ” w cieniu” na SM.

  106. Zuza76 pisze:

    O tej okładce to ja pisałam z perspektywy dziecka:) w wieku ośmiu czy dziewięciu lat leciałam na kolory i statki kosmiczne. Tak na marginesie Time to jedna z kilku płyt których do dziś słuchałam głównie z czarnego krążka, analogowy szelest idealnie współgra z tą muzyką:)

  107. mafet pisze:

    Oczywiście, że okładka TIME jest genialna w swojej prostocie. Do dziś jak wyciągam z półki to robi wrażenie … Myślę, że jest sporo racji w tym , że z biegiem czasu TIME traci na atrakcyjności, ale też prawdą jest, że w swoim czasie był niesamowitą petardą, podmuchem totalnej świeżości etc. .. A wracając do AITU to moim zdaniem ma ona tyleż samo z TIME co z SM. Jeff ewidentnie pokazał, że nadal drzemią w nim klimaty starych dobrych czasów …
    Nie potrafię ułożyć kawałków wg kolejności bo za każdym razem coś się zmienia. Bez wątpienia jednak mogę stwierdzić, że THE SUN WILL SHINE ON YOU będzie długo w mojej pierwszej trójce z tego albumu.

  108. EL:O pisze:

    A własnie okładka TIME jest wg genialna. Niby kosmos od góry łagodnie przechodzący w rozlaną ciecz w 3D. I ten motyw zastopowanej spadającej kropli. Dla mnie genialna, w pełnej krasie oddaje klimat TIME. Pamiętam ją jako dzieciak, specjalnie do Pewexu łaziłem, aby na nią popatrzeć (tylko popatrzeć)

  109. arof pisze:

    Jasne, że przypomina, w sumie nawet pisałem o tym parędziesiąt wpisów niżej. Ale refren jest już z innej bajki. Wolę Dirty…

  110. Zuza76 pisze:

    Ticket To The Moon zapamiętałam jako kawałek emanujacy potężną dawką smutku, to zanim zaczęłam rozkminiać o czym ten Pan o cudownym głosie śpiewa:) z innej beczki, czy komuś Dirty To The Bone przypomina w jakimkolwiek stopniu Moment In Paradise? Nie mogę pozbyć się tego skojarzenia.

  111. 21stcenturyman pisze:

    Otóż to! Ticket To The Moon i inne utwory należące do „przewodnich” w tematyce opowieści historii człowieka z poziomu roku 2095 jak : Prologue, Yours Truly, 2095 i 21st Century Man pozbawione są okładki jak choćby tej z Alone In The Universe… A szkoda!

    (tak mi przyszło do głowy ) ;-)

  112. Zuza76 pisze:

    O tak:) ojciec czasem pozwalał mi oglądać okładki swoich płyt i dwupłytowy album OOTB stanowił niewątpliwie największą atrakcję. Zwłaszcza zdjęcie ukryte w jego wnętrzu. Ta okładka w połączeniu z Ticket To The Moon zapoczątkowały pierwszą, jeszcze dziecięcą fascynację. No i tak mi zostało do dziś :)

  113. 21stcenturyman pisze:

    No, super!!! Ja o tworzę szampana, jak dostanę w końcu swoją płytę z Amazonu! – grrrrr!;-)

    Co do okładek w całej historii, to po OOTB trudno znaleźć coś na miarę… Dopiero Zoom nawiązał do tego klimatu, BOP to wiadomo itd. No, była ładna okładka składanki „A Perfect World Of Music” i „Flashback”!

    ELOspaceship z Empiku w Warszawie ma być od poniedziałku w naszych rękach!!! Tzn. wszystko w rękach Wieśka! You can do it!!! :-) :-) :-)

  114. arof pisze:

    http://www.billboard.com/charts/rock-albums
    Szampana czas wyjąć z lodówki :) .

  115. Zuza76 pisze:

    Właśnie siedzę w autobusie, a w słuchawkach Twilight :) nie twierdzę, że ta płyta jest najlepsza, dla mnie najwazniejsza:) chociaż w dzieciństwie bardzo zawiedziona byłam jej okładką:) Pozdrawiam:)

  116. 21stcenturyman pisze:

    arof: poprzestawiałbym środek, końcowych trzech bym nie ruszał :-)
    Zuza76: Time i w moim przypadku mocno „wrósł” w dorastanie, chyba dlatego pomimo różnych teraz opinii, w swoim czasie jednak zrobił swoje… Robi i dzisiaj! Będę bronił płyty, która bardzo mi „ładowała baterie” w tamtych latach :-)
    A pierwszy nieoficjalny korespondencyjny fanclub nazwaliśmy właśnie „Time-Satellite2″!

  117. arof pisze:

    A u mnie 1:10, 2:9, 3:2, 4:13, 5:3, 6:6, 7:1, 8:4, 9:5, 10:7, 11:12 12:11, 13:8. Zuza – jeśli musimy porównywać coś do Time, to rzeczywiście AITU jest najbliżej. Wiele patentów Jeff wykorzystał z tej płyty. Słychać trochę Hold On Tight, Twilight, a tytułowy numer w ogóle jakoś mi brzmi podobnie do 21st Century Man. Dla mnie Time również był ważny w pewnym okresie, ale pozbywając się sentymentów a opierając na ocenie samej muzyki, to moim zdaniem należy do jednych z gorszych płyt ELO. Zresztą sam Jeff zdaje się to potwierdzać nie wykonując niczego z tej płyty po Time Tour, oraz w wywiadach, w których mówi otwarcie o naciskach wywieranych na nim przez rekiny show biznesu. Na AITU to wszystko jest bardziej stonowane, szczere. Ta płyta MA duszę, cokolwiek by krytycy nie mówili.

  118. Zuza76 pisze:

    1. Dirty to the bone 2. The Sun Will Shine On You 3. When I Was A Boy :) Całość mocno przypomina mi Time przy której dorastałam. Alone In The Universe jest jak spotkanie po latach z pierwszą miłością:) Już dawno nic nie sprawiło mi tyle frajdy co ta płyta. Do pełni szczęścia brakuje mi tylko wersji na winylu.
    Pozdrawiam
    wychowana na ELO :)

  119. Janusz pisze:

    Mój tripel z ALONE to „Ain`t It A Drag”,”When I Was A Boy” i „Dirty To The Bone”.

  120. 21stcenturyman pisze:

    508 mega -uaaa! ale idzie! dzięki! Na rano jak znalazł!

    Jasiu, witamy! Dirty… bardzo fajna kompozycja – osobiście mam teraz kłopot, gdybym miał ustawić te utwory (13) wg jakiejś punktacji. Chyba wolę tego nie robić. Mam kilka jedynek :-)

  121. Janusz pisze:

    https://mega.nz/#!bRxhSJxK!zVSyRwP-ORLySJmXSDlYta3OuiYf0_ztY05wc26LG8E

    Jeff Lynne’s ELO – Irving Plaza,New York,20.11.2015,audience recording (FLAC).
    Zawiera „One Step At a Time” live.
    Proszę zasysać -:)

  122. jasiu pisze:

    WITAM WSZYSTKICH!!! DLA MNIE Z NAJNOWSZEGO ALBUMU PODOBA SIE „DIRTY TO THE BONE”,ALE OCZYWISCIE KAZDY MA SWOJE GUSTA…

  123. 21stcenturyman pisze:

    arof: prześlij mi na maila komentarz, to Ci wkleję i podpiszę jak zechcesz :-D

  124. mafet pisze:

    No witam po krótkiej przerwie i dodam od razu, że ZOOM to świetna płyta,, osobiście stawiam ją wysoko w moi m prywatnym rankingu, a z winyla brzmi rewelacyjnie, nie wiem czy przypadkiem jej nie poprawili lekko bo wyszła razem z wersją remaster. A BOP to absolutnie najsłabsze ogniwo i pisałem o tym wcześniej …
    AITU słucham praktycznie codziennie – jest świetnie tylko szkoda, że tak krótko.
    Te bonusy z wersji delux to takie jak te dodatki na ostatnich remasterowanych wydaniach.
    Oczywiście dla nas fanów to taki deserek i oczywiście nie omijamy ich w odsłuchu, ale zastanawia czym sobie japońce zasłużyli na takie wisienki na torcie …. ;)

  125. arof pisze:

    To albo mnie zablokował, albo przeglądarki się skiepściły bo nic tam nie mogę napisać.

  126. 21stcenturyman pisze:

    Można komentować :-)

  127. arof pisze:

    Chyba zablokował komentarze, argumentów się biedak przestraszył, a taki koment mu wysmarowałem…. Ale kopię mam, poczekam ;) .

  128. 21stcenturyman pisze:

    Ma jednak coś z błazna ;-)

  129. arof pisze:

    Kolega recenzent nie odpuszcza, chociaż coś tam nawet o ELO wie.
    http://www.tocokocham.com/spis-tresci-muzyka/2992-jeff-lynnes-elo-alone-in-the-universe

  130. 21stcenturyman pisze:

    Na świeżo:

    Livin’ Thing: Jeff Lynne’s ELO Triumph at First U.S. Show in 30 Years

    Read more: http://www.rollingstone.com/music/news/livin-thing-jeff-lynnes-elo-triumph-at-first-u-s-show-in-30-years-20151121#ixzz3sASU6tRz
    Follow us: @rollingstone on Twitter | RollingStone on Facebook

    Higher and higher, baby. Now this was a momentous occasion: Jeff Lynne’s ELO playing their first real American show in 30 years, an intimate gig at New York’s tiny Irving Plaza that sold out within seconds.

    Wow!

    No i lajfik proszę!

    https://www.youtube.com/watch?v=Xqu9G_w4iN0

    https://www.youtube.com/watch?v=3DcImxKRL0Y

  131. 21stcenturyman pisze:

    Tak nawiązując do cięższych gitar i teraz do materiału z Alone In The Universe, przypomniał mi się jeden gość, który twierdził, że to dyskoteka itd. Nawet ostatnio próbowałem go zainteresować jednym wywiadem, ale …nie odzywa się już. :-)

  132. 21stcenturyman pisze:

    Ja traktuję Fault Line jako coś w rodzaju Who’s That z Flashbacku. Jestem w stanie się założyć, że takie miał Jeff zamierzenie :-)
    Spróbujcie na ten utwór spojrzeć z przymrużeniem oka i …przestanie przeszkadzać.

    No i ten powrót do ELO… Do nazwy ELO. Cały czas bazujemy na sentymencie. To znak marketingowy. Przydaje się nie tylko Jeffowi, jak wiemy ;-)

  133. arof pisze:

    Dodam, żeby nie było – wiem, że w Do Ya, Ma Ma Ma Belle i paru innych też były cięższe gitary, ale to naprawdę były incydenty. Na Zoomie gitara Jeffa chwilami po prostu zabija.

  134. Janusz pisze:

    Dziękuję za życzenia,miłego oglądania WIWAB,jakość doskonała.Przy okazji moje zdanie o najnowszej płycie,którą przesłuchałem kilkanaście razy.Jest świetna,jedyny utwór,który dla mnie odstaje to ( jak już pisałem wcześniej) „Fault Time”. Wolałbym,żeby to on był na japończyku jako bonus a „On My Mind” na światowym DELUXE. Teraz będę polował na „On My Mind” w wersji FLAC.

  135. arof pisze:

    Zoom jest charakterystyczny. Kiedy pierwszy raz usłyszałem Allright, nie spodziewając się nowych nagrań ELO i nic nie wiedząc o nadchodzącej płycie, długo zbierałem szczękę z podłogi. W wielu utworach bryluje wręcz hardrockowa gitara, jakiej na innych albumach nie uraczysz (może intro do Secret Messages). Ja z racji tego, iż sam gram na tym instrumenice po prostu natychmiast się rozpłynąłem. Ale z drugiej strony takie potraktowanie gitary nie przystawało trochę do całokształtu ELO. Jednakże Zoom był ciekawszy od czterech poprzednich płyt, biorąc też pod uwagę Xanadu. AITU jednak całokształtem przebija ZOOM, no i wygląda na to, iż ziarno padło na podatny grunt i tym razem można śmiało mówić o Come Backu z prawdziwego zdarzenia, co na prawdę rzadko się zdarza. Chyba tylko Tina Turner i Aerosmith potrafili tego dokonać, aczkolwiek nie mieli przerwy, lecz duży spadek popularniści.
    Co do lat 80-tych, to pełna zgoda – królowała infantylność i plastik, jednakże Discovery, choć to ’79 rok, jak i Time biły na głowę Balance Of Power. Nie oszukujmy się – Jeffa było stać na nagranie świetnej płyty, lecz Balance był zrobiony na odp…l, tylko z powodu dopięcia kontraktu przez nieistniejący właściwie zespół, do tego na siłę robiony pod ówczesną publikę, co jednak wcale się nie przełożyło na popularność. Send It to najgorszy utwór ELO ever. Nawiasem mówiąc skład Elo na BOP wyglądał właściwie podobnie, jak dzis. Bev był kompletnie bierny, natomiast Rychu jak zwykle grzecznie słuchał Jeffa. Lata 80te niczego tu nie usprawiedliwiają, gdyż w tym samym czasie np. Robert Plant czy Deep Purple nagrwali jedne ze swoich nalepszych płyt, gdzie kiczu bys sie nie doszukał. Po prostu Jeff na Balansie z premedytacją poświęcił markę ELO nie zamierzając już nigdy do niej wracać. Jednak na nasze szczęście każdy czasem zmienia zdanie.

  136. 21stcenturyman pisze:

    Janusz, dziękuję za When I Was a Boy! – właśnie się ściągnęło, no i wszystkiego najlepszego z okazji imienin!!! :-)

    arof: mam w pracy wyznawcę Zoomu, dla którego to jedna z lepszych płyt w dyskografii…
    Balance Of Power darzę sentymentem, ale pojmowana szeroko „nijakość” dotyczy wielu wykonawców w połowie lat 80-tych. Osobiście nie odnoszę tego do BOP. Tu zawsze funkcjonuje taryfa ulgowa, czyli subiektywizm :-) Jestem szczęśliwy, że wyszła wersja remastered!
    Zoom Tour nie byłby klapą w Europie, a na pewno w Europie Środkowej. Nie wiem, jak na tę klapę w USA wpłynęły wydarzenia z 11 września (takie skojarzenie)…

  137. arof pisze:

    Długo się zastanawiałem i chyba wiem, skąd wziął się ten początkowy dystans. Po prostu, jako dzieciak człowiek nie analizuje, lecz odbiera muzykę bardziej emocjonalnie. Potem to wszystko się zmienia wraz z wiekiem i iloscią wysłuchanej muzyki i właśnie takie są skutki. Oprócz tego na początku dostaliśmy 4 różne piosenki i nie było wiadomo w jakim kierunku pójdzie cały album. Wolałem nastawić się z rezerwą, żeby się nie rozczarować, teraz wiem, że zupełnie niepotrzebnie.
    BTW – porównując On My Mind do Lonesome Lullaby odkopałem ZOOM, którego ostatnio dość rzadko słucham, gdyż po wydaniu w 2001 zwyczajnie katowałem go do tego stopnia, że w końcu się zwyczajnie przejadł. I co? Jestem przekonany, że płyta zwyczajnie nie trafiłą na swój czas. Gdyby ukazała się dzisiaj, byłaby hitem. To naprawdę świetny album i chyba nigdy nie zrozumiem, czemu ELO sprzedało w USA na Zoom Tour 12(!!) biletów, czyli mniej, niż liczyła ekipa Jeffa. Myślę, że to dobry czas na reedycję. Gdyby nie wpadka zatytuowana Balance Of Power, która nigdy nie powinna zaistnieć w znnej nam formie (choć Getting To The Point jest świetne), ELO zwyczajnie nie zgrzeszyło słabym albumem.

  138. 21stcenturyman pisze:

    No i polecam On My Mind z youtube!
    Z tekstem!!!

    :-) :-) :-)

    https://www.youtube.com/watch?v=-UVg7iJ7ysc#t=11

  139. 21stcenturyman pisze:

    Jak przystało na „capo di tutti capi” Wiesiek pojawił się w Empik Junior, co zostało uhonorowane zdjęciem w wątku z „Teraz Rock” :-)

    arof: dzięki za On My Mind i powiedziałbym: OMG! wiedziałem, ze tak napiszesz!!! Chciałem podyskutować o tej „niespójności”, ale byłem pewien, że zmienisz zdanie! Słuchałem płyty ciurkiem i szukałem „tego miejsca” i puzzle zawsze mi wychodziły! Tak to już jest! Tzn. tak to już jest z Jeffem! :-)

  140. Janusz pisze:

    Dzięki arof a tu jest „When i Was A Boy” z „The Tonight Show Starring Jimmy Falcon”,19.11.2015 w jakości HD video (1080i) -waga 414 MB.

    https://mega.nz/#!uEpT1ZpA!rgSG7NJLPxTU7lG-0ZYaPi2kbOlarzO1Cq6Pwy9QiLk

    (pobierz przez przeglądarkę)
    Będę trzymał tam ten plik do wtorku,potem usuwam.

  141. arof pisze:

    Jako, że album mamy w komplecie, muszę podzielić się pewną refleksją. Po niezliczonych odsłuchach AITU, jak i po retrospekcjach do starszej dyskografii ELO muszę przyznać, że to najbardziej szczery i udany album ELO od czasu OOTB. Mówię to zupełnie serio, mój dystans topniał wraz z każdym odsłuchem. I na tym właśnie polega potężna wartość tej płyty. Dajmy na to, taki Time wpadał w ucho natychmiast, po czym już raczej niczym nie zaskakiwał, natomiast AITU, mimo, iż jest zbiorem bardzo łatwych w odbiorze piosenek, jak szlachetny trunek, dopiero po jakimś czasie pozwala rozkoszować się charakterystycznym i jakże cudownym smakiem. Co prawda brakuje trochę sekcji smyczków, natomiast brak zbyt nahalnych syntezatorów z czasów Time jest jak najbardziej pozytywny. Można dyskutować o słabszych punktach albumu, ale jako całość jest po prostu wyśmienity. Cofam słowa o niespójności – to zwyczajnie zróżnicowanie kompozycji. Wszystko tutaj pasuje. Gdybym miał oceniać w skali 1-10, dałbym 9 tylko i wyłącznie za to, że Jeff kazał nam tak długo czekać. Ma okazję się poprawić ;) .

  142. arof pisze:

    Jakieś pustki tu dzisiaj, a ja Wam Koledzy zapodaję właśnie ostatni kąsek z AITU w 320kbps!
    http://www84.zippyshare.com/v/gjELX6SI/file.html
    Teraz to już naprawdę wszystko.

  143. arof pisze:

    Zestawienie płyt:
    https://en.wikipedia.org/wiki/Electric_Light_Orchestra_discography
    Od SM lepiej nie było:)

  144. arof pisze:

    Jak myślicie,będzie top?

  145. arof pisze:

    Ładnie sobie Jeff poczyna :) . Piękny come back.
    http://www.officialcharts.com/charts/albums-chart/

  146. arof pisze:

    Kurczę, aż żal, że już wszystko mamy… Mam nadzieję, że Jeff dotrzyma słowa z któregoś z wywiadów, w którym zapytany, czy na następną płytę będziemy czekać 14 lat odparł,że o ile będzie widział zainteresowanie tym materiałem, to wyda kolejną płytę niedługo, gdyż pomysły na kompozycje przychodzą mu nader łatwo. Fajnie by było znów po kawałku odkrywać nowe dzieło Jeffa. Liczę na to.

  147. 21stcenturyman pisze:

    Słucham na okrągło. Przepiękna kompozycja!

  148. arof pisze:

    Tak, to śmigłowiec.

  149. 21stcenturyman pisze:

    Czy tam jest odgłos śmigłowca na 1:05 i 2:12?

  150. 21stcenturyman pisze:

    Jak Ty to robisz, Czarodzieju!!!???
    Ja nie mogę! Pięknie!!!
    I już mam do samochodu na jutro! :-)

  151. arof pisze:

    Teraz chyba zająknięcie mniej się rzuca w uszy ;) . I jest okładka w tagu.
    http://www59.zippyshare.com/v/i80ZwpLV/file.html

  152. 21stcenturyman pisze:

    No i jest chyba znów Laura w chórkach!

  153. 21stcenturyman pisze:

    Good job, arof! Jest początek i koniec! Jeszcze tylko to „zająknięcie” na 1:13 :-)

    Dobrze skojarzyłeś, Krzychu, z tym Lonesome Lullaby w refrenie! Kapitalny kawałek!

    No i mamy 40 min. nowej muzyki!!!!

  154. arof pisze:

    Według mnie trochę poprawiłem.
    http://www25.zippyshare.com/v/rDTi0puM/file.html
    Chociaż cudów wycisnąć się nie da.

  155. arof pisze:

    A ja właśnie dorwałem dwa różne sample (różne fragmenty) i próbowałem to zespawać. Wchodzę, a tu leży… Dzięki!!!

  156. 21stcenturyman pisze:

    No i Krzychu mnie wyręczył!!!
    Powiedziałbym,że nie tylko w facebooku siła – po prostu …w kupie siła!!!! :-)

  157. Krzysiek z Głogowa pisze:

    On My Mind…wstawiłem tu. przez miesiąc można zasysać

    http://www15.zippyshare.com/v/NbkxulEw/file.html

  158. Krzysiek z Głogowa pisze:

    „On My Mind”…Refren rodem z „Lonesome Lullaby”…ale piękny. Dostałem go w prezencie od jednego z fanów ELO z grupy na FB /ELO&Jeff Lynne/Grupa liczy już 4500 osób i ciągle się rozrasta- ( thanks Steve :-) ) który nagrał go z radia internetowego.Stąd taka jakość…ale i tak niezła. Siła Facebooka jest jednak potężna…Dalej nie rozumiem czemu skośnoocy dostają takie wisienki na torcie. Pewnie decydują o tym wydawcy płyty…tak czy inaczej mamy komplet. Będzie lepsza wersja to zapodam!

  159. 21stcenturyman pisze:

    Kurcze!!! Nie mogę tu wstawić. Przekracza ciężar!

    Komu jeszcze wysłać na maila?

  160. lukat pisze:

    A ja zapraszam na When i was a boy i Mr blue sky u Jimmyego Fallona http://www.elosp.com/

  161. 21stcenturyman pisze:

    Huuuuurrraaaaa!!!
    Zaraz w opisie do tego wątku wstawię wersję radiową On My Mind!!!!
    Dzięki uprzejmości Krzyśka z Głogowa i jego zabiegom!!!!
    Uuuuaaaa!!!

  162. 21stcenturyman pisze:

    No, cudeńko! Faktycznie! Brak słów!

    (…)

    No i tak: ELOspaceship, który wylądował w Empik Junior w Warszawie jest do obejrzenia na Marszałkowskiej 116! Konstrukcję wykonali pracownicy na zlecenie promotora płyty. Wiesiu ma się dowiedzieć jak to spacyfikować na potrzeby Zlotów, bo po promocji spaceship ma odlecieć w nieznanym kierunku. Jest to prawdopodobnie jedyna taka konstrukcja all over the world – fani z innych krajów nieziemsko się zachwycają… :-)

  163. arof pisze:

    Japończyk leżał do wczoraj na Allegro za 159 zł, ale nie zszedł, może gość jeszcze ma. Ja jednak już zamówiłem Deluxew empiku.

  164. arof pisze:

    No i niezłe jaja – po samplu wygląda na to, że Japońcy znowu dostali najlepszy kawałek w bonusie. Tak też było na Zoom, gdzie Long Black Road uważam za najlepszy na płycie. Tu już po tych 45 sekundach słychać typowy klimat ELO, Jeff śpiewa w wyższych rejestrach, niż w pozostałych piosenkach, jak za starych, dobrych czasów. Rzeczywiście szczęka mi spadła i wolę tego sampla, niż Fault ine i Blue do kupy wzięte.

  165. Krzysztof pisze:

    Hej. Dawno tu nie zaglądałem…widzę po komentarzach żę wszyscy słuchamy AITU z opadniętymi szczękami…TAK MIAŁO BYĆ!!!!
    Ale to nie koniec wrażeń. Jest jeszcze jeden 13-ty song na naszym albumie „On My Mind”. Nie ma go jeszcze w sieci. Japończycy widać niechętnie się dzielą wisienkami na torcie. Ale jest 40 sek sample na stronie japońskiej. Słuchałem i powiem tak : WYMIATA…Będzie kolejny kawałek dla tych co lubią spadać z krzesła przy kolejnych produkcjach Jeffa.Daję link. klikać na 13 nr bo japońskiego nie rozumiem w ząb.

    http://www.hmv.co.jp/artist_Jeff-Lynne-s-Elo_000000000617069/item_Alone-In-The-Universe-デラックスエディション_6601745

  166. EL:O pisze:

    Poczekajmy, trasa się „rozrasta”. Może będzie w Polsce.

  167. 21stcenturyman pisze:

    Witaj! Bardzo miło! Są tu tacy co też jadą do Amsterdamu! A moderator tego forum też z Twoich rejonów :-)

  168. Pawcio69 pisze:

    Witam serdecznie. Jestem u Was debiutantem , wiec może na początek kilka słów o sobie. Mam 46 lat , urodziłem się w Poznaniu. Kocham muzykę , a Jeff i jego i jego orkiestra towarzyszy mi od 15-tego roku życia kiedy pierwszy raz usłyszałem płytę ”Time”.Dzisiaj , po latach myślę , że to czas żeby spełnić marzenia, usłyszeć i zobaczyć Mistrza na żywo. Szukam chętnych do wspólnej podróży do Amsterdamu, Koncert 1 Maja.

  169. arof pisze:

    Adams w niedzielę będzie gwiazdą finału „Must Be The Music”. Gdyby tak jeszcze chciał wziąć Jeffa to chyba bym telewizor pobrudził z wrażenia ;) . Ale mówiąc o sprawach realnych i tak chętnie go obejrzę.

  170. mafet pisze:

    A i jeszcze jedno, oczywiście, że na płycie Adamsa słychać chórki Jeffa bo muzycy na płycie to :
    BA – gitary, wokale
    Jeff Lynne – gitary, bas, perkusja, pianino i chórki.
    Jim Vallance – gitary , chórki
    Phil Thornalley – gitary, solo gitarowe i chórki w That’s Rock And Roll

  171. mafet pisze:

    Obejrzałem koncert na youtube, no powiem, że WHEN I WAS A BOY na żywo z orkiestrą to jest coś … Ale przy takich nagraniach na żywo to zawsze powalały mnie TURN TO STONE i LVING THING. I jedna uwaga; na Facebookowym profilu Jeffa swego czasu (niedawno) pytali o ulubione utwory z płyty ELDORADO, OOTB i tak dalej … Szczególnie zwróciłem uwagę, że w odpowiedziach dla OOTB bardzo często fani pisali STEPIN’ OUT … O dziwo Jeff dorzucił ten numer do repertuaru koncertowego choć rzadko go grywał na scenach świata .. Ale widać warto słuchać fanów …

  172. mafet pisze:

    im więcej słucham płyty Adamsa tym bardziej mi się podoba …
    No i małe sprostowanie bo dwa utwory są napisane przez Bryana wspólnie z innymi muzykami (doczytałem na insercie winyla) , a mianowicie :
    Do what you gotta do – Adams/Lynne (brawo arof)
    Thats Rock And Roll – Adams/Vallance/Thornalley

    A mój ulubiony to Yesterday Was Just a Dream, choć po 15 przesłuchaniach może się zmienić…
    Wiecie jak jest niektóre kawałki bronią się lepiej po pewnym czasie … :)

  173. arof pisze:

    Thunderbolt jest super, nie wiem, czy nie najlepszy na płycie, ale do AITU jednak bardziej by mi pasowało Do What Ya Gotta Do. Zresztą Thunderbolt podobno napisał Adams, choć słuchając całej płyty, nie jestem przekonany, czy Jeff ją tylko produkował. Za dużo tu charakterystycznych motywów. Przecież gdyby teoretycznie skomponował ten allbum, to umowa mogłaby być dwojaka – albo nazwisko przy kompozycji i tantiemy od sprzedaży, emisji, wykonań itd., albo zrzeczenie się praw autorskich za konkretnie ustaloną cenę. Więc teoretycznie jest to możliwe.

  174. 21stcenturyman pisze:

    W sumie tak. Z tej płyty naprawdę podoba mi się następny utwór, czyli Thunderbolt. Czy tam słychać aby w chórku Jeffa, czy mnie ucho myli???

    No i mamy koncert na youtube:

    https://www.youtube.com/watch?v=CGx3ZKCyV-8

  175. arof pisze:

    A mnie szkoda, że Jeff wolał sprzedać Adamsowi Do What Ya Gotta Do, zamiast wrzucić to zamiast np. Fault Line.

  176. 21stcenturyman pisze:

    To szkoda, że nie jesteś małą dziewczynką, bo byś cieszył się z najmniejszego drobiazgu na tej płycie. Nie roztrząsałbyś i nie porównywał.
    Po latach „obycia” stajemy się specjalistami – no i mamy do tego prawo.

    A Alone In The Universe jest i dla mnie takim numerem, który także na wersji deluxe powinien zamykać płytę.

  177. arof pisze:

    Nie jestem małą dziewczynką, ale beat Fault Line oczywiście nasuwa takie skojarzenia, ale to ekspress w porównaniu z Train Of Gold, który również się z tym kojarzy. Uwierz córce, że tytułowa piosenka jest niezaprzeczalnie najlepsza, mówiłem to od dnia, kiedy ją usłyszałem nie znając całego materiału, a po zapoznaniu się z płytą ani trochę nie zmieniłem zdania.
    Bonusy są, jakie są – Fault Line jest banalny i ciągnie się gdzieś w ogonie płyty, Blue bardziej interesujące, pianino we wstępie zasiewa niepokój półtonem kojarzącym mi się z „Matador” Faith No More, ale potem przeobraża się to w ckliwy kawałek rodem z Armchair Theatre. W sumie również słaby punkt.

  178. 21stcenturyman pisze:

    Extra! Tak zrobię!

    btw!
    Jak tam Fault Line i Blue się mają? :-)
    Dla mojej córki Fault Line stał się ulubionym utworem – kojarzy się jej z jazdą pociągiem i twierdzi, że fajnie się tego słucha podczas jazdy w ogóle!
    Ale tak naprawdę to jej ulubionym utworem jest piosenka tytułowa.

    A dzisiaj w Empiku miałem w ręku oba wydania, no i okazało się, że deluxe ma trójwymiarowy przód okładki!
    A ja, frajer, zamówiłem przez amazon.com i teraz czekam przepłacając…

  179. arof pisze:

    Struktura KAŻDEJ płyty dvd video wygląda właśnie tak, że pliki nie mogą mieć więcej, niż po 1024 MB. Stąd to „poszatkowanie”. Wypal na płytę dvd i wtedy będzie szło jednym ciągiem. Na kompie można stworzyć z tego obraz dysku (np. w Nero), a potem odtwarzać w wirtualnym DVD romie, albo skonwertować do dowolnego formatu osiągając jeden plik docelowy.

  180. 21stcenturyman pisze:

    Czy Wam też poszatkowało koncert na DVD na 5 części???

  181. Janusz pisze:

    Tu http://www.elodiscovery.com/all-over-the-world.html mamy te 2 kawałki z soundcheck we FLAC.

  182. arof pisze:

    HD to nie jest, bo musi spełniać kryteria DVD. Nie twierdzę, że jakość jest słaba, tylko, ze ten mój rip miał podobną.

  183. arof pisze:

    Ten 4,55 GB

  184. Janusz pisze:

    Arof,pobrałeś ten co ma ponad 4,55 GB,bo były tam też mniejsze?

  185. 21stcenturyman pisze:

    U mnie 1/3

  186. arof pisze:

    Zassałem. Jakość video bardzo zbliżona do tej mojej, po rozmiarze myslałem, że będzie lepiej. Ale za to audio sporo lepsze. A w końcu o muzyke tu chodzi, więc jestem bardzo zadowolony.

  187. 21stcenturyman pisze:

    Jasne! Może dojrzę Jeffa lornetką, jak mi nie zaparuje… :-)

  188. Janusz pisze:

    Mam nadzieję,że przygotujesz dla nas relację z tego koncertu.

  189. 21stcenturyman pisze:

    Panowie, najważniejsze że ściąga!!!! Poczekam do nocy – koncert widziałem na żywo, to i teraz łatwiej to znieść! :-)
    Ale najważniejsze!!!!!

    Jadę do Amsterdamu!!!!! Marzenie życia!!!!!

    Ale będzie numer, gdy za rok Jeff przyjedzie do Polski!!!!!!!!!!!!

  190. Janusz pisze:

    Arof,przed chwilą na „pewnym torrencie” :-) pojawiła się wersja 24 bitowa płyty Alone In The Universe (Deluxe)

  191. Janusz pisze:

    Oczywiście arof,w tej sytuacji mamy wszystko i jest naprawdę świetnej jakości ( przed chwilą skończyłem oglądać całość). Jedynie do szczęścia potrzebujemy bonusa z japońca ( najlepiej FLAC). „21″ już zasysa.

  192. arof pisze:

    Janusz – wiem, że jest wersja audio, z podziałem na poszczególne kawałki.
    Myślę, że tym sposobem to, co zripowałem z bbc usunę i nie udostępnię,bo nie ma to większego sensu.

  193. arof pisze:

    21st – ściągasz torrenta i odpalasz np. w qbittorrent, albo utorrent.

  194. Janusz pisze:

    Brawo arof,widzę,że siedzisz w „temacie” Jakość super,jest tam też wersja CD ( na tym samym torrencie),wg mnie lepsza niż pod linkiem,który wczoraj podałem.

  195. 21stcenturyman pisze:

    Jak odpalić tego torrenta, bo mi n ie ściąga!
    Help!

  196. arof pisze:

    Już go ściągam z tego pewnego torrenta, info nie potrzebne, ale dzięki za cynk :) . Pewnie lepsza jakość.

  197. Janusz pisze:

    Mam dojście do całego koncertu z BBC na pewnym torrencie.Kto jest zainteresowany proszę o wiadomość na maila ( jest w jednym z moich postów),to podam namiary.Koncert zajmuje ponad 4 GB.

  198. Janusz pisze:

    Afor,jeżeli uda Ci się jakoś podzielić z nami tym koncertem,będę wdzięczny.Obie metody,które wymieniłeś są dla mnie dobre.

  199. arof pisze:

    Mam cały koncert z BBC Radio 2, tyle, że ma objętość prawie 1 giga i nie wiem, jak mam się z Wami podzielić. Jutro nad tym pomyślę, może wstawię gdzieś na torrent, albo 5 paczek po 200 mega na zippyshare. Piszcie, czy w ogóle chcecie to pobrać. Audio jest ok, bez przesteru, natomiast obraz w dynamicznych scenach delikatnie przycina, ale tragedii nie ma.Co dziwne – na żywo szło w o wiele wyższej rozdzielczości i bez żadnych zacinek. W archiwum BBC kopia jest gorsza. Można to obejrzeć tutaj: http://www.bbc.co.uk/programmes/b06pk50c ,ale jest blokada na region spoza UK, choć da się to obejść.

  200. arof pisze:

    Dzięki za link. Skubani Anglicy zablokowali dostęp do koncertu dla komputerów spoza UK. Będę próbował przez proxy.

  201. Janusz pisze:

    Czekam na wersję DELUXE z Music Corner ale dzisiaj już mam całość w wersji FLAC i jedno głośne przesłuchanie za sobą.Płyta świetna,super brzmi,jedyny utwór do którego muszę się przekonać to FAULT LINE.

  202. 21stcenturyman pisze:

    Już nie musimy odliczać! To dzisiaj ukazuje się już oficjalnie płyta!!!

    Nie wiem, czy zauważyliście, ale na LP3 pojawiła się nowa propozycja Jeffa, czyli When The Night Comes! Następna ” When…” I pytanie: When cokolwiek wejdzie do 50tki, 30tki itd???
    Głosujcie! Jest jeszcze 50 min.
    Przy okazji: moderatorze Smerfie, zrób nam tu czas zimowy… ;-)

  203. 21stcenturyman pisze:

    Dzięki za Mr. Blue Sky!
    Dzięki za wspólne przeżycia!
    Pociągnąłem przy okazji zgrzewkę :-)
    Ja też jutro do pracy! (rodacy!)

  204. Janusz pisze:

    Już jest czyściej.

  205. arof pisze:

    Cieszę się, że do was trafiłem Koledzy. Również dzięki za wszystko to, o czym piszesz. Jutro piątek, do pracy trzeba, żeby z mp3 Jeffa nie słuchać :) . Jutro spróbuję ustrzelić więcej z tego koncertu. Do zobaczenia/usłyszenia/napisania.

  206. 21stcenturyman pisze:

    Johnie:
    właśnie dostałem wiadomość, że nie wyrzuciłeś śmieci z maila…
    Co na to żona?

    Przesyłka może nie dojść…

  207. Janusz pisze:

    Arof,również dziękuję.

  208. 21stcenturyman pisze:

    arof, dzięki!!!
    To chyba najlepiej wykonany utwór z nowej płyty!
    Dzięki Wam za aktywność na naszej stronie!
    Dzięki za wymianę informacji i myśli!
    Dzięki, kajman, że jest opozycja! To naprawdę świetne forum!!!
    I to nie ja tu jestem moderatorem! :-)

  209. 21stcenturyman pisze:

    A’propos córek, to mam i 19-letnią:-)

    arof: Jeff wrócił do dzieciństwa, do młodości – pozwól mu…
    Wcześniej to była moda i zapotrzebowanie. Jeszcze wcześniej prekursorstwo i spełnianie własnych wizji. Jeszcze wcześniej … dzieciństwo właśnie i … music from long wave… :-)

  210. arof pisze:

    Jest już trochę na youtube
    https://www.youtube.com/watch?v=eDLXcnWB2QY

  211. arof pisze:

    http://www.bbc.co.uk/programmes/b06pk50c
    This episode will be available soon.
    Jak da się zripować, to chyba będziemy mieć ten koncert w mp4.

  212. Janusz pisze:

    Jak mówimy o córkach to moja ma 27 lat i przerobiła całą dyskografię ELO od A New World Record do Zoom.. A tytułowy utwór z SM wałkowała na okrągło gdy była młodsza.

  213. Janusz pisze:

    U mnie jeszcze nie wylądował koncert.

  214. arof pisze:

    Dotarł koncert i wywiad. Dzięki!

  215. arof pisze:

    Wiesz – odbiór twórczości Jeffa i w ogóle jakiejkolwiek ambitnej muzyki w dzisiejszych czasach prawdopodobnie byłby taki sam, jak w czasach naszej młodości, gdyby nie właśnie wszędobylskie gówno toczące się z głośników hektolitrami i wpływające na guta odbiorców. Kiedyś to nasze, konsumenckie zdanie było brane pod uwagę w rozgłośniach radiowych, w tej chwili wszystkie komercyjne stacje, w dużej mierze oparte na sponsoringu grają szajs akceptowany przez „specjalistów” poprzez naciśnięcie przycisku „tak” lub „nie” po kilku sekundach odsłuchu. Moja córka, choć ma 15 lat i jest w tym „najgłupszym” gimnazjalnym przedziale wiekowym, również zupełnie odstaje gustem od swoich rówieśników. Jestem dumny, gdyż chyba spora w tym moja zasługa. Co prawda poszła bardziej w kierunku ostrego grania i raczej Gn’R jest jej bliższe, niż ELO, ale jak słyszy jakieś badziewie (czyt. współczesne hity), to zwyczajnie zmienia kanał. Czym Jeff mógłby zawojować młodych??? Tych od One Direction itp. niczym. Natomiast tych wrażliwszych i bardziej ambitnych – tym, co robił najlepiej, czyli klasyczną wersją ELO. Zapchajdziury a’la Roy Orbison raczej dziś już nikim młodszym nie wstrząsną. To tak, jakby Black Sabbath na „13″ pomieszali styl Presleya i Avenged Sevenfold okraszając zagrywakmi z Paranoid. A nagrali płytę w swojej typowej konwencji wyprzedając ją bez problemu. Mówimy o rówieśnikach Jeffa, do tego jeszcze z tego samego podwórka – Birmingham. Jest swoista moda na vintage, klasykę i z pewnością drugie Out Of The Blue byłoby przyjęte owacjami. W ogóle trochę dziwi mnie zwrot sytuacji – w latach 70 i tak do Time’u ELO było postrzegane za prekursora, Time był okrzyknięty wręcz futurystycznym dziełem, natomiast teraz Jeff coraz częściej grzebie w klimatach z połowy 20 wieku. O ile Long Wave było celowym zabiegiem, o tyle „I’m Living You”, czy „Blue” zwyczajnie trącą potężną mychą i naprawdę ciężko mi się do nich przekonać.

  216. 21stcenturyman pisze:

    Doszły koncerty???
    Nieeeee!
    Nie wierzę, że koledzy taaaaak zasłuchani :-D

  217. 21stcenturyman pisze:

    Przyznaję bez bicia, że „Don’t Bring Me Down” jest najmniej Jeffowy, co słychać ( Jeff oddał pole) i nawet ELOpodobni brzmią równie dobrze! Przekonajcie się, że lead vocal to nie Jeff!!!

  218. Janusz pisze:

    Wywiad dotarł,dzięki.

  219. 21stcenturyman pisze:

    Koncert jest „letko” przesterowany! Sorry! Nie wyczułem! Spróbujcie z korektorem i może będzie lepiej! A jak nie, to pozostaje youtube!

  220. Janusz pisze:

    Worek na megabajty przygotowany.

  221. 21stcenturyman pisze:

    arof, zajrzyj na maila!
    Janusz: nadstaw ręce!
    Teraz wywiad!

  222. 21stcenturyman pisze:

    arof: tell me! – a czym Jeff mógłby zawojować młodych??? Dlaczego moja córka czuje się „zawojowana” ??? Bo ma tatę, który ją uwrażliwia: nie puszcza Eski! Puszcza Trójkę i płyty, które ma!!!

  223. arof pisze:

    Dzięki! A niech idzie i 2 dni, jeśli dla Ciebie to nie problem, to ja chętnie poczekam ;) .

  224. Janusz pisze:

    To ślij na parfitt59@gmail.com.Dziękuję z góry.

  225. 21stcenturyman pisze:

    To, co spóźniłem z początku koncertu, to było typu „I’m so happy to be here. It’s wonderfull place! I love Poland!!! :-D

  226. arof pisze:

    Brak na żywo piosenek z płyt po Discovery też przypuszczalnie tłumaczą słowa Jeffa, w których mówił, że w momencie, kiedy ELO osiągnęło duży sukces komercyjny (najwyżej notowana piosenka to… Xanadu), zupełnie się zagubił. Wytwórnie i promotorzy wymuszali na nim pisanie hitów, a on usiłował temu sprostać. I chyba właśnie tak zakończyła się historia prawdziwego ELO. Na AITU widać, że Jeff zrobił pewien zwrot ku przeszłości, jednak chyba w dużym stopniu utrwaliła się w nim właśnie ta „maniera” pisania hitów, co z mojego punktu widzenia jest pewnym błędem, gdyż młodych tym nie zawojuje, a starzy, oddani fani raczej wolą klasyczne ELO. Przypuszczalnie stąd ten misz masz starego i nowego Jeffa na AITU.

  227. 21stcenturyman pisze:

    Już wysyłam bez pytania arofowi i idzie!
    Tutaj mi nie przyjmie takiego ciężaru.
    Spróbuje i Tobie, „Johnny be good” :-)

  228. Janusz pisze:

    Na maila to może nie ale jakbyś zrobił gdzieś upload bylibyśmy wszyscy wdzięczni.

  229. 21stcenturyman pisze:

    Tak to może wyglądać! Jeff i tak dobrze wyciąga i nie łapie się tak jak Michael Jacson za… hmmm.. :-)
    Słuchajcie!
    Koncert ( spóźniłem parę sekund) zajął mi 53 MB, wywiad 9MB.
    Komu wysłać na maila? Może iść 2 dni :-D

  230. Janusz pisze:

    Wokal to prawdopodobnie też kwestia wieku.Podobnie było na koncertach Beach Boys na 50 lecie istnienia gdy zeszli się w oryginalnym składzie oprócz oczywiście 2 braci Wilson,którzy już są w innym wymiarze.Zespól miał wielu młodszych „wspomagaczy” i brzmiało to bardzo dobrze.Brian Wilson,który „robił” falset w młodych B-Boysach ,od lat już nie jest w stanie tego wykonywać.

  231. 21stcenturyman pisze:

    Chylę czoła – być może masz rację. Nie mam krzty wiedzy o tym :-)

  232. arof pisze:

    Co do wokalu Jeffa, kluczem jest tu prawdopodobnie zupełnie inna sprawa. Jako w głównej mierze producent, oraz muzyk studyjny, Jeff oprócz paru „incydentów” od 29 lat nie występował na scenie. Sam opowiadał, że do koncertów promujących AITU musiał od nowa „uczyć się” grać na gitarze, gdyż w studio robi to na siedząco i zwyczajnie ciężko mu się przestawić. Sam jestem gitarzystą, więc wiem, o czym mówi. Zresztą było to widać na koncercie z Hyde Parku. Do tego koordynacja gitary i wokalu. W studio każdą ścieżkę nagrywa osobno, tu musi to połączyć. Zbyt wiele czasu na próby zapewne też nie było, gdyż w dzisiejszych czasach całe przygotowanie bandu w lwiej części odbywa się przez internet. Lecz jednak muzycy grający z nim przypuszczalnie zawitali do LA, gdyż mówił, że jego życie uległo ostatnio zmianie, ponieważ, jako człowiek wstający zazwyczaj wczesnym popołudniem (!), musiał zmienić swoje nawyki z powodu przygotowań do programu dla BBC, czyli, jak mniemam właśnie do koncertu, który przed chwilą się skończył. Sądzę, że z biegiem czasu to wszystko dojdzie do perfekcji.

  233. 21stcenturyman pisze:

    Spóźniłem sie a little, ale nagrałem! Teraz Free Falling z Tomem Pettym

  234. Janusz pisze:

    Jeff Lynne’s ELO In Concert: Soundcheck
    Listen to Jeff Lynne’s ELO perform When The Night Comes and Turn To Stone for Ken Bruce.
    http://www.bbc.co.uk/programmes/p037v7gq

  235. 21stcenturyman pisze:

    Dokładnie!
    Hej!
    Jest wywiad z Jeffem w tej chwili!!!!

  236. Janusz pisze:

    Dokładnie arof,ten „znafca” zaszedł nam za skórę.

  237. arof pisze:

    BTW, trzeba było o koncercie powiadomić pewnego ostatnio kontrowanego pożal się boże redaktorzynę od synthpopowej papki, może by się chłopak nawrócił i bzdur nie wypisywał ;) .

  238. 21stcenturyman pisze:

    Jeff jest praktykiem, realistą i trochę sknerą :-)
    Rozumiem go i popieram!

  239. Janusz pisze:

    Wokal Jeffa był chwilami „out of tune” ale miał dobre wspomaganie młodszej gwardii.Niemniej jednak jestem zachwycony i wszystkiego słucha się jakby to było 30 lat temu.

  240. arof pisze:

    I po wszystkim. Ale wreszcie jakaś promocja! Poza tym może nie ma płyty ELO, tylko płyta Jeffa, ale na scenie to ELO z krwi i kości. Zastaniawia mnie, dlaczego Jeff nie stawia właśnie na takie symfoniczne, pełne brzmienie. Toż to esencja Jego twórczości. Piękny koncert. Piękny.

  241. 21stcenturyman pisze:

    nie ma bisu!!! :-(
    Trzeba jechać nach Deutchland!!!

  242. 21stcenturyman pisze:

    arof, trudniejsze wokale – starość nie radość
    ale Mr. Blue Sky wiecznie nad nami :-)

  243. arof pisze:

    No i ostatnia piosenka :( Mr Blue Sky. Może bis jakiś będzie.

  244. 21stcenturyman pisze:

    Między radiem a obrazem jest jakieś 10 sek. różnicy – mam to na dwóch laptopach
    Ah, ah , telephone line … I’m living in twilight..

  245. arof pisze:

    A z Time, BOP, SM i Zomm nic. Jakoś Jeff nie darzy tych płyt sentymentem.

  246. Janusz pisze:

    AIN`T IT A DRAG -Oh my God,perfect.

  247. 21stcenturyman pisze:

    Jak na płycie!!!!

  248. 21stcenturyman pisze:

    Już jest OK!!!
    Woooow!!!
    Witaj, Janusz!

    I znowu nowa płyta!
    Ain’t It A Drag!!!! I jak Go nie kochać???!!!

  249. arof pisze:

    No to dzień przed premierą idą numery z AITU spoza singli. „Ain’t It A Drag”.

  250. 21stcenturyman pisze:

    Jeff w świetnej formie!!!! Ach, ta Sweet Talkin’ Woman i Rychu!!!!!

  251. Janusz pisze:

    Ja „wskoczyłem” od WHEN I WAS A BOY.Dzięki Pany.

  252. arof pisze:

    Talkin’ oczywiście.

  253. arof pisze:

    Sweet Telkin’ Woman!

  254. arof pisze:

    Perkusista to niejaki Donovan Hepburn

  255. arof pisze:

    U mnie idzie płynnie. Trzeba będzie tego gdzieś poszukać. Może będzie w archiwum bbc radio 2 to jakoś to zrzucę.

  256. 21stcenturyman pisze:

    When The Night Comes….
    Jeeeeeezuuuuuuuuuuuuuuu!!!!!

  257. 21stcenturyman pisze:

    Maaaaaam!!!!
    Ale się zacina!!!!
    Ten sam perkusista!

  258. arof pisze:

    Jeffa czas się nie ima po prostu. Pewnie następna płyta ELO za jakieś 15 lat wyjdzie ;) .

  259. 21stcenturyman pisze:

    Jaki piękny wstęp do „Steppin’ Out”!!!!!!

  260. arof pisze:

    Odpaliłeś???

  261. 21stcenturyman pisze:

    Wow! Muszę uruchomić drugiego laptoka, bo mi się streaming popier…. :-)
    Don’t Bring Me Down!, arof!

  262. arof pisze:

    No pewnie! Fajny aranż w Strange Magic na 2 gitary.
    Don’t Bring Me Down.

  263. 21stcenturyman pisze:

    Nagrywam audio. Gdzie to, do cholery, oglądasz????
    Grrrrrrrrrrrrrrrr!!!!

  264. 21stcenturyman pisze:

    „Strange Magic”

    Is anybody out there???

    Ktoś słucha???

  265. arof pisze:

    21st – nagrywasz samo audio, czy wszystko? Jak nagrasz, wstaw gdzieś. Koncert kapitalny.

  266. arof pisze:

    Oglądam – When I Was A Boy z orkiestrą!!!! Teraz jest klimat. Teraz to ELO!!! Tak powinno brzmieć na płycie! A teraz Livin’ Thing, jak z płyty. Pięknie!!!

  267. 21stcenturyman pisze:

    Właśnie leci „When I Was a Boy”!!!
    Cudnie!!!!!

  268. 21stcenturyman pisze:

    http://www.bbc.co.uk/programmes/b06qb5jn

    wejdźcie na to!!!

  269. 21stcenturyman pisze:

    Uważam, że po jakimś czasie zmienisz zdanie :-)
    Np. na Time ( czyli na tajmie) „męczę się” trochę z The Way… i na każdym albumie zawsze jest coś tam. Np. na OOTB jest to Sweet Is The Night. itd.
    Nie, no!
    Słucham Jeffa na żywo i piszę!!!
    Incredible!

  270. arof pisze:

    Oczywiście – masz rację. Też tak to odbieram. Nie ma ELO. Amen. Ale na AITU Jeff jednak bardzo wyraźnie do ELO nawiązuje, jak na żadnej z solowych płyt i innych swoich produkcji. Np. takie „Love And Rain”. Gdybym usłyszał tą piosenkę nie znając statusu zespołu, dałbym się zabić za to, że to Electric Light Orchestra! I właśnie w moim mniemaniu ten spójny obraz płyty psują „I’m Leaving You”, „Fault Line” i „Blue”, które mimo, że dobre, pasują na osobny album, natomiast nijak nie przystają do AITU.

  271. 21stcenturyman pisze:

    Jeeeeest!!!!

    Na BBC 2 player jest właśnie koncert Jeffa!!!!!!!

    Słucham i nagrywam!!!!!

  272. 21stcenturyman pisze:

    Słuchajcie! Proponuję pogodzić się z tym, że …nie będzie „prawdziwego ELO”, pomimo że ELO to Jeff i basta!
    To zabieg marketingowy z tym „Jeff Lynne’s ELO” i tyle!
    To płyta solowa i nie ma co wzdychać. Cieszmy się! Nie ujmujmy niczego z tego torta! Na torcie zawsze jest wisienka i każdy sobie wybierze własną.
    Tak to widzę…

  273. arof pisze:

    Blue jest dość dobre, ale nie na płytę ELO. Fajna linia melodyczna, refren bardzo dobry i nawet w stylu ELO, ale to jest typowa piosenka na solową płytę Jeffa. Fakt, że kolejne odsłuchy zwiększają jej wartość, ale nie ma nawet startu do kompozycji tytułowej, czy One Step In Time. O gustach jednak się nie dyskutuje, więc nie będę się spierał, mało tego – cieszę się niezmiernie, że tak bardzo wam się podoba :) .

  274. Janusz pisze:

    Ja też bardzo lubię „Blue” a dopiero przesłuchałem go 3 razy.Każde kolejne przesłuchanie dodaje plusów.

  275. 21stcenturyman pisze:

    Wiesz, że się podzielimy :-)
    Liczę na mojego kumpla Krzyśka! On to wie, gdzie grzebać!
    Coraz bardziej podoba mi się Blue – już prawie pływam.
    Fault Line – osobiście najmniej lubię ten klimat, ale …słucham i się wsłuchuję…
    Powoli.

  276. arof pisze:

    Jeśli ktoś ma „On My Mind”, podzielcie się, proszę.

  277. 21stcenturyman pisze:

    Wiecie co?

    hmmm…
    uff!
    Wiecie, co jest najlepszą receptą na delektowanie się płytą Alone In The Universe?
    no, co???

    Otóż…
    Najlepszym rozwiązaniem jest zabranie swojej dziewięcioletniej córki w sześćsetkilometrową podróż autem i obserwowanie jej zachwytu każdym szczegółem i szczególikiem wydobywającym się z odtwarzacza samochodowego…
    Jeden warunek: nie zaglądamy do internetu… Zachwycamy się, komentujemy… Podoba się nam to bardziej , tamto mniej – ale się podoba…

    Przypomina mi to moje początki. Nie sugerowałem się niczyim zdaniem. Sam odkrywałem po kolei wszystkie „poziomy wtajemniczenia”… Dotyczy to też tych „niszowych” płyt, czyli BOP, Zoom, Long Wave…
    Teraz, za pośrednictwem internetu, każdy może być lekarzem, krytykiem – kim chce…

    No i teraz do kajmana: jak to??? The Sun Will Shine On You nie jest blaszane???
    „Obiektywizm” nie jest karany, pomimo że Piszący albo nie lubi tu pisać, albo nie lubi się zgadzać…

  278. arof pisze:

    Też mam te bonusy. Nie było się na co podniecać. Fault Line to zwyczajny rock’n roll, a w Blue znowu te orbisonowskie rytmy a piosenka jakby wyjęta z Armchair Theatre. Chyba najsłabsze piosenki na płycie. Czekam jeszcze na bonus z japończyka.

  279. 21stcenturyman pisze:

    http://www49.zippyshare.com/v/MC8sqwOZ/file.html

    Częstować się!

    co do wrażeń … to po siedmiu przesłuchaniach :-)

  280. Janusz pisze:

    Mam już 2 bonusy z Deluxe Edition.

  281. Kajman pisze:

    Wiadomosc od Waldka z Zielonej Gory – 05 mają 2016 Jeff daje koncert w Oberhausen. Cena 70€

  282. Janusz pisze:

    „When The Night Comes” live https://www.youtube.com/watch?v=I3NeCwAuId4&index=8&list=PLlx3z6MglscXSYn20hjmCmVEdgfDmIcht
    Po prawej stronie kolejne utwory z tego występu.

  283. Kajman pisze:

    Jest Rycho na klawiszach – jest dobrze! Ale ja nie o tym… Znow jest koncertowo lepiej z perkusja niz na studyjnym wydawnictwie (podobnie jak z Zoom), byl rytm, sie dzialo, a nie pitu pitu z laptopa!
    Swoja droga szczesciara z niej ze nagrala Jeffa – byla tak blisko, pozazdroscic!

  284. Janusz pisze:

    Mamy już video z Porchester Hall, London,9 listopada 2015 – „When I Was A Boy”
    https://www.youtube.com/watch?v=KiX_K6lVSoo

  285. arof pisze:

    Jeszcze dwa ciekawe wywiady:
    http://www.latimes.com/entertainment/music/la-ca-ms-jeff-lynne-alone-in-the-universe-20151101-story.html

    http://www.torontosun.com/2015/11/08/jeff-lynne-resurrects-elo-for-alone-in-the-universe

    W drugim z nich zdziwiły mnie słowa Jeffa o tym, że płyty ELO nie różnią się niczym od jego solowych płyt. Tak, jakby ELO nigdy nie istniało, jako grupa. Dziwne. Jest też gdzieś o wpływie Long Wave na Alone.

  286. arof pisze:

    I jeszcze jedno – goście z panteonu muzyki (2/4 The Beatles) nie pomogli na Zoom, album okazał sie klapą. Zapewne tym razem Jeff postanowil przytulić sam przychód z płyty. Ot i cała tajemnica.

  287. arof pisze:

    Pinek41 – tym razem ja się nie zgodzę. Idle Race było bardziej podobne do tego, co później robiło ELO, niż The Move bez Jeffa. Nie wiem na ile nazwa The Move i nazwisko Wooda wpłynęły na promocję ELO, ale Jeff przypuszczalnie i tak poszedłby drogą podobną do tej, którą znamy.
    Kajman, zabawnie, że się nie zgadzasz. Pozwól, że zacytuje sam siebie sprzed kilku komentarzy: „I, jakby tu powiedzieć – jest to najlepsza solowa plyta Jeffa, widać,że reszta zespołu, a przynajmniej Bev, Kelly, Richard i Mik jednak wiele do zespołu wnosili, może nie od strony kompozycji, ale brzmiało to pełniej. Szczególnie brakuje dynamicznej perkusji no i znaku rozpoznawczego ELO – smyczków”.
    Dlatego właśnie, że ich w zespole nie ma, nie spodziewałem się materiału na miarę płyt z nimi pod względem brzmienia (choć i tak jest lepsza od BOP). Z tego też powodu nie ma rozczarowania, a radość z AITU.

  288. pinek41 pisze:

    Szkoda ze Jeff nie docenia skladu innych w ELO. Ciekawe gdzie by teraz byl gdyby nie zaproszenie Wooda do The Move? Nie mielibyśmy ELO. Źle ze Jeff zapomina jak zaczynal przygodę ktora trwala tyle lat. Nazwa Jeff Lynnes ELO… Wiadomo,wieksza kasa ze sprzedaży plyty. Co powiecie na Bono U2? Na szczęście takiego tworu nie ma.

  289. Kajman pisze:

    Zgodzę sie z większością (nie lubię sie zgadzać), ze płyta jest niespojna! Czesc utworów jest bardziej dopracowana, jednobrzmiaca, charakterystyczna aranzacyjnie. Mam na mysli Alone in the universe, When I Was a Boy, When The Night Comes czy The Sun Will Shine On You… Te cztery numery „jakby bardziej” dopracowane… Pozostałe to rozgardiasz! Masssakara!

    Teledysk do: When I Was a Boy… Piękny! Takiego Jeffa potrzebujemy… W taki sposób promowanego… A nie jakieś tam pitu pitu Long Wave!

  290. Kajman pisze:

    Arof pozwolisz, ze sie nie zgodzę (u mnie to standard – niezgadzanie sie)…
    O jakim zespole mowie? Mowie o ELO – o perkusiście, klawiszowcu, basiscie, ktory czasem na koncertach śpiewał za Jefffa, to oni nadawali charakteru brzmienia! Kazdy z nich miał swój styl i wprowadzał to do utworów pisanych przez Lynna. Czy sądzisz, ze gdyby Jeff nagrywał 20, 30 lat temu sam utwory ktos by mu zarzucił teraz ze to robi nadal? Nie! Wiedzieli byśmy czego sie spodziewać. Jednak przyzwyczaił nas do boskosci dźwięku, nadnaturalnej głębi, szacunku dla głosu… Wiec nie dziw sie ze tego oczekuje – tak jak oczekują fani Rolling Steonsow, Aerosmith, czy innych kapel ktorzy ida swoim nurtem i nie zawodzą swoich fanów!
    Nie oczekiwałem takiej fontanny smykow, chórków i przebojów na pierwsze miejsca z tej płyty, jak poprzednich lat kiedy Jeff z zespołem byli młodzi, pracowici, pomysłowi. Piszesz ze ma 67 lat. Wiec do cholery jest znanym i uznanym muzykiem! Wystarczy, ze pomyśli o zaproszeniu gosci do współpracy na nowej płycie i juz bedzie kolejka. Pozytyw? Indywidualizm muzyczny wnoszacy świeżość w piosenkach podany na tacy przez zaproszonego muzyka. Zostaje mu aranżacja, w czym jest świetny! A firmowac bedzie nadal swoim nazwiskiem! ot co! Głowę podkładem pod topór ze frajda z płyty była by znacznie większa! Dowód? Porównanie ZOOM studyjnego, ktory jest dobry, ale nie powala z ZOOM koncertowym, gdzie grają muzycy, ktora to plyta zniewala!

  291. arof pisze:

    Słowa o ELO i jego kompozycjach padły gdzie indziej, jak znajdę to też podlinkuję.

  292. arof pisze:

    Gwoli wyjaśnienia, chodzi mi o słowa Jeffa z wywiadu, w którym mówi, że w 2012 roku bawił się koncepcją przygotowania nowej płyty ELO przy pomocy Pro Tools i że wtedy powstał zarys „When I Was A Boy”. Nie mogę traz znaleźć źródła. Natomiast każdy chyba sam wydedukuje, że po w mig wyprzedanym koncercie w Hyde Parku na 50000 osób padła lukratywna propozycja nagrania płyty, a marka ELO nadal działa na wielu potencjalnych nabywców, więc prawdopodobnie tego właśnie wymagała wytwórnia, choć w owym wywiadzie Jeff stwierdził, że wszystko kiedkolwiek nagrane przez ELO jest tylko jego kompozycją. Ciekawe zatem, co na to Roy i Chuck Berry, chociaż ten już nie będzie sobie rościł pretensji. De facto Kajman ma rację – bez względu na wartość utworów jest to solowa płyta Jeffa.

  293. arof pisze:

    Mafet – całe AITU oprócz zarysu „When I Was A Boy” i kilku bitów powstało po koncercie w Hyde Parku, więc „I’m Leaving You” również.
    Kajman – co do opinii, iż nie jest to płyta ELO, masz rację, nawet słowa Jeffa sa tu zwykłą hipokryzją, gdyż sam stwierdził, że nikt, oprócz technicznego na tamburynie nie towarzyszył mu w nagrywaniu płyty. Więc jak do cholery można mówić o zespole?!!! Natomiast sam materiał, moim zdaniem jest świetny zarówno na tle dzisiejszego mainstreamu, jak i nawet na tle dokonań Jeffa pewnie od jakiegoś 1983 roku. Choć, jak już pisaliśmy – pozbawiony świeżości i zaskoczenia z czasów świetności. Nie spodziewałem się, że 67 letni Jeff sam w pojedynkę wyda coś, co przebije OOTB, czy Eldorado. Nie spodziewałem się urwania dupy. I to właśnei powoduje, że się nie rozczarowałem, a jeśli, to bardzo pozytywnie.

  294. mafet pisze:

    Zgadzam się z opinią Arofa o utworze I’m Leaving you, że jest jakby z innej płyty. Być może to zabieg celowy Jeffa, aby składając hołd Royowi Orbisonowi dotknąć, czy też zbliżyć się do klimatów sprzed lat tak jak odniósł się do nich płytą Long Wave. A może pozostał jeszcze w tym klimacie kiedy tworzył ten numer dla Roya. Zresztą nie wiemy nawet kiedy on powstał, bo być może właśnie podczas pracy nad Long Wave. Przecież już wtedy Jeff przebąkiwał, ze szykuje nam niespodziankę, ale nikt tego nie brał serio. Na I’M LEAVING YOU są identyczne klawisze, gitary i wszelkie przydźwięki obecne na Long Wave. Zresztą ten utwór jest bardzo podobny zarówno instrumentalnie jak i całym klimatem do „If I loved You” z tej właśnie płyty. Tak szczerze to ten numer bardziej by pasował na płytę TRAVELING WILBURYS niż tu … Ale skoro już jest to posłucham, choć nie należy do grona ulubionych z AITU.

  295. Kajman pisze:

    I co ja mam Wam napisać??? że zdanie zmieniłem..? że się podoba..? Niestety tak nie jest!
    Przesłuchałem całą Alone in the universe – i powiedzcie mi – kto twierdzi, że to jest płyta ELO?! Ten kto wypowiada takie zdanie gada bzdury, łącznie z Jeffem – ponieważ jest to Jego solowa płyta. Czasem zabrzmi sentymentalna nuta z ELO, ale co z tego, skoro Jeff pisał „prawie” wszystko dla ELO. Mam wiele uwag co do tej płyty – jednak nie chcę się już narażać, bo za obiektywne spostrzeżenia się obrywa! Jakbym miał płytę ocenić, to napisał bym – „miło się słucha – dupy nie urywa”.
    Jest jednak perełka! Jak ktoś chce porównać z dawnym ELO – to co charakteryzowało wszystkie numery jakie zespół tworzył??? W utworze był początek, wstęp, zapowiedź… Potem rozwinięcie, nasycenie nas dźwiękiem i melodią… Na zakończenie było pozostawienie spełnienia, całości, spójności, utwór miał koniec! Takim, jaka szkoda jedynym, jest THE SUN WILL SHINE ON YOU – właśnie przy takim utworze „słońce będzie świecić” – piosenka, która zaskoczyła jak żadna inna na tej płycie – i nie doszukuję się niczego z dawnych lat – dla mnie to nie ważne!

  296. arof pisze:

    Co do pytania Janusza o numer ELO, który wywołał strzał w serce, to u mnie bez wątpienia było „Concerto For A Rainy Day” w całości, „Confusion”, a potem cała płyta „Time”, która bardzo długo była mi szczególnie bliska.
    Pinek41 – zgadzam się w całej rozciągłości – „Alone In The Universe” jest najlepsze, jedna mnie bardziej niź z „Deep” przywodzi na myśl klimaty z „21st Century Man”. Ogólnie bardzo mnie cieszą pewne odniesienia do Time, których Jeff raczej na późniejszych albumach unikał. Na AITU tu i ówdzie pobrzmiewa taki time’owy klawisz, a „Ain’t It A Drag” w pewnym momencie przywodzi na myśl „Hold On Tight”.

  297. arof pisze:

    No Panowie, media pieją z zachwytu:
    https://www.sonymusic.pl/news/elo-media-zachwycone-nowa-plyta-alone-in-the-universe-posluchaj-udostepnionych-juz-fragmentow

    http://rockmagazyn.pl/aktualnosci/5124,elo-wracaja-z-nowa-plyta.htm

    A ja z ażdym przesuchaniem coraz bardziej zakochuję się w tym materiale :) . Po 3 dniach słuchania stwierdzam, że płyta jest po prostu świetna! Moje dość sceptyczne nastawienie diablli wzięli. Aż się boję, co będzie za tydzień ;) .

  298. pinek41 pisze:

    Racja arof,mnóstwo znanych patentów polaczonych w jedna spójną całość. Ale to chyba nie jest to wada. Mnóstwo tricków i bajerkow,detali gdzieś tam brzmiących. Za to tez kochamy ELO. Wczoraj przesluchalem kilka razy ATU i powiem tak: każdy znajdzie tu cos dla siebie. Ja znalazlem dwie perelki. Pierwsza to The Sun will shine on you. Klimatem bardzo przypomina mi niektore utwory Coldplay. Ten fortepian i łkająca gitara w tle. Cos pieknego. Druga perla to final plyty,utwór tytulowy. Przyznam ze bardzo przypomina ni utwór Deep zespolu Moody Blues z plyty Sur La Mer. Ta sekcja rytmiczna… Dla mnie taki Alone… moze trwac wiecznie.

  299. arof pisze:

    Wracając do „I’m Leaving You” – to jest całkiem udany utwór, z tym, że od rzu przeczuwałem, że nie będzie pasował do płyty, gdyż jest typowy dla solowych dokonań Lynne’a, natomiast spodziewałem się, że na album sygnowany marką ELO pójdą piosenki bardziej w stylu ELO właśnie. Tak też było w przypadku Zoom. I rzeczywiście piosenka, choć dobra, kompletnie odstaje. Widzę, że najwięcej pozytywnych emocji wywołuje „Love And Rain”. Rzeczywiście z każdym odsłuchem bardziej mi się podoba i gdyby nie zbyt jawne nawiązania do „Showdown” i „Train Of Gold”, a nawet przez moment do „Every Little Thing”, jest to jeden z najlepszych punktów płyty. O ile wszystkie koleje płyty od „No Answer”, aż po „Secret Messages” zaskakiwały swoją odmiennością, o tyle Alone jest jakby zlepkiem patentów z owych albumów (może oprócz czterech pierwszych). Dobre, sprawdzone patenty zlepione w całość, a efekt nadzwyczaj apetyczny, choć pozbawiony elementu zaskoczenia. W sumie jest to dla mnie i tak o wiele za dużo w świetle tego, że jeszcze półtora roku temu nie było prawie żadnych nadziei, że usłyszę jakąkolwiek nową produkcję ELO.

  300. 21stcenturyman pisze:

    Powiem tak:
    jutro będzie ze mną Love, a na zewnątrz …Rain! :-)

  301. 21stcenturyman pisze:

    Świetne są w Dirty To The Bone te „plumki” – co za pomysł!

    Rano jadę w Polskę 600 km, razem z córką. Niczego innego nie słuchamy! :-)

  302. 21stcenturyman pisze:

    Love And Rain jest świetnie zaaranżowana. W każdym utworze dzieje się masa rzeczy w tle. Zgadzam się, że do I’m Leaving You trzeba się przekonać – mi ona bardziej pasuje do Long Wave.
    Co do początków, Janusz, to po poznaniu ELO poprzez Discovery docierałem do wcześniejszych produkcji głównie za sprawą Radia Wrocław. Pamiętam, jak biegłem ze szkoły, by zdążyć chyba na 12.20, bo wtedy puszczali jakiś blok o ELO i prezentowali 3-4 piosenki. I wtedy poznałem Eldorado, które powaliło mnie na ziemię niczym Love And Rain – płyta była tak mistyczna, że wręcz nieziemska. Dlatego sądzę … że Jeff to kosmita :-D
    Ale Shangri-La to …idealne pod oświadczyny :-P

  303. Janusz pisze:

    Out Of The Blue to płyta pod każdym względem doskonała.

  304. mafet pisze:

    Ale mi zrobiliście prezent , to teraz włączam pętle, walnę się na poduchę i niech mi tak gra całą noc … :) Rano będę musiał się pewnie znowu wyplątać z tego 3m kabla od słuchawek ;)
    Ach ten Love And Rain ….. oszaleję … :)

  305. mafet pisze:

    Ja też się kiedyś zakochałem tyle, że przy DON’T WALK AWAY a ta Pani dzisiaj jest moją żoną :)
    A w to co mnie muzycznie powaliło to OUT OF THE BLUE , babcia przywiozła z Anglii niebieskie płyty nie pamiętam który numer najbardziej lubiłem bo miałem 11 lat , ale chyba Sweet Talkin Woman …. Do dzisiaj pamiętam, że codziennie prosiłem wujka by puścił ELO.

  306. Janusz pisze:

    Jak już tak sobie gadamy to pochwalcie się jaki kawałek czy płyta ELO była dla Was prawdziwym strzałem w serce.U mnie to był „Tightrope”. Byłem już „mocnym” nastolatkiem gdy w jednej z audycji Piotra Kaczkowskiego zapowiedział on płytę jakiegoś zespołu ( jeszcze ich nie znałem) w nazwie którego było słowo „orkiestra”. Pomyślałem sobie,że to nie dla mnie bo nie lubiłem muzyki poważnej tylko słuchałem wtedy glam rocka jak Mud,Sweet,Slade i.t.d. Ale radio zostawiłem na tym programie i to była świetna decyzja.Zakochałem się w ELO i tak zostało do dziś.

  307. mafet pisze:

    Arof I’m Leaving You nie jest taki zły … wprawdzie ten „barowy” klawisz mocno przypomina pierwszą solowa płytę Jeffa , ale ja lubię te nuty …. :) Chyba dlatego, że zalatuje tu Armchair Theatre to on odstaje od całej reszty …

  308. mafet pisze:

    Panowie właśnie leci ALL MY LIFE i musiałem puścić jeszcze raz bo jakoś nie dawał mi spokoju ten klimat, i wiecie co ? spróbujcie włożyć ten kawałek na FACE THE MUSIC (tylko wyłączcie te klawisze z tyłu) :) ;)

  309. mafet pisze:

    Bo wytwórnie japońskie dają taki warunek w kontraktach, wspominał o tym kiedyś nawet sam Jeff, że na japońskie wydania musi coś dorzucić … Japońce myślą, że w ten sposób „przytulą” więcej kasy i że zablokuje to napływ innych produkcji skoro na ich płytach jest co najmniej 1 numer extra …

  310. Janusz pisze:

    Remastery z jakimś unreleased bonusem to dla mnie normal,natomiast osłabia mnie gdy w tym samym czasie wychodzą takie same płyty w kilku wersjach gdzie ilość utworów jest różna.A tak przy okazji wiecie dlaczego akurat wersje japońskie mają dodatkowo extra materiał,którego nie ma na innych wydaniach?

  311. mafet pisze:

    Dirty to the bone faktycznie pachnie zoomem, tyle, że ten klawisz to taki z okresu time … ale jest ok !!!
    A tera WHEN THE NIGHT COMES mi tu balansuje :) no naprawdę lubię ten numer , choć słabo cenię BOP …. Dziadek Jeff daje radę … ::)

  312. 21stcenturyman pisze:

    mafet, nie małpuj mnie! :-D :-P

  313. 21stcenturyman pisze:

    Brawo, mafet!
    Motyle w brzuchu! :-)
    Janusz, a normal jest to, że mam chyba 4 egz. OOTB i innych parę, gdzie wersje remastered wzbogaca się celowo o choćby jeden previously unrealised lub demo? Kasa… Znam takich, co będą mieć wersję osobną z normal, deluxe i japanese ;-)

  314. mafet pisze:

    LOVE AND RAIN => BOMBA !!!! Ja tu słyszę klimat płyty Secret Messages Panowie !!!

  315. arof pisze:

    Właśnie szukam tych bonusów bez skutku. Ale trafiłem na Alone w 320kbps i ściągam.

  316. mafet pisze:

    No Panowie, już leci ….. stary poczciwy WINRAR załatwił sprawę :) zaraz się zaczna komentarze na gorąco … na razie numer jeden na rozgrzewkę :)

  317. Janusz pisze:

    Jak ktoś z Was znajdzie dojście do bonusowych utworów ( swoją drogą to chory pomysł,żeby wydawać płyty w wersji „normal”,deluxe czy innej ale tak samo jest np. ze Status Quo,które znam doskonale) to proszę dać tu znać.

  318. 21stcenturyman pisze:

    Mój kolega Krzysiek zakochał się w Dirty… – ja we wszystkich „nowych” po równo. Nie chcę robić własnego rankingu. W każdym jest coś, co szarpie mi serce… Niesamowite! Ile w tym magic! :-)

  319. 21stcenturyman pisze:

    Mafet, nie śpij, tylko odbieraj maile.
    arof: dokładnie tak! Przepis na kompozycje Jeffa: 7 x, a potem 7x na słuchawkach, następnie 7x w aucie i …nie wiesz jak się nazywasz! :-D

  320. Janusz pisze:

    Dokładnie,każdy ma swój gust.Dowodem na to jest fakt,że moje ulubione „kawałki” do tej pory to „When I Was a Boy”,”Dirty To The Bone” i „Ain`t It A Drag”.

  321. arof pisze:

    Dlatego podkreśliłem, że to subiektywne odczucia. Słucham non-stop i już kilka rzeczy się zmieniło. Co do detali, w „Love And Rain” w drugiej części usłyszałem coś znanego z „Every Little Thing”. Ogólnie coraz bardziej mi się podoba. Trzeba się osłuchać.

  322. 21stcenturyman pisze:

    7-zip zainstalowałem po raz pierwszy i pojechało. Popróbuj, jeśli nie – daj znać, podeślemy Ci.
    arof: osłuchaj się, delektuj, wyciągaj detale… Tym bardziej twierdzę, że odczucia zawsze są indywidualną sprawą. Tu, na forum, każdy ma swoje typy co do płyt, poszczególnych utworów i ja z tym nie chcę dyskutować. Bo np. miałem kiedyś schizę na tle pierwszego albumu ELO, potem falami czepiało się coś innego. I tak będzie teraz. Pomimo wszystko nie przeszkadza mi to wyłączyć się i cieszyć doskonałym klimatem tej płyty.

  323. arof pisze:

    Jak nie da rady wypakowac, to istnieje też możliwość, że się nie dociągnął i checksum się nie zgadza. Jakby to z linku nie dało rady, sprobuj pobrać płytę jeszcze raz.

  324. arof pisze:

    To zrób tym: http://online.b1.org/online
    Nic nie ściągasz, wypakowujesz online.

  325. mafet pisze:

    Nie wiem o co chodzi, ale po prostu nie mam możliwości otworzenia tego pliku, wypakowania go, czy zrobienia z nim czegokolwiek … No nic czekam na płyty :(

  326. Janusz pisze:

    7-zip bezproblemowo wypakowuje ten plik.

  327. mafet pisze:

    mam 7-zip i nie pomaga, działam na służbowym laptopie z silnymi zabezpieczeniami … przy jednej próbie ściągnięcia zablokował mi trojana , nie wiem czy uda się to w ogóle odpalić … :(

  328. arof pisze:

    Zainstaluj 7-zip, darmowy, lekki i obsługuje mnóstwo standardów kompresji.

  329. mafet pisze:

    Nie no super tylko ten plik ma rozszerzenie rar. Andrzej co go obsługuje ? czy coś musze zainstalować ??? zazdroszczę kolegom , że mogą sie już rozkoszować :(

  330. arof pisze:

    OK, odważę się – solo w „Dirty To THe Bone” i w sumie trochę linia melodyczna kojarzy mi się z …. „Honest Man”. Oczywiście ostatnią rzeczą, która mi przyszła do głowy jest to, że Jeff się tym inspirował, ale,że eks koledzy z zespołu zrzynali całymi garściami jego stylistykę, to jakoś tak wyszło :) . Dobra, strzelajcie :) .

  331. arof pisze:

    To może tak: subiektywnie najlepsze fragmenty to w kolejności – „Alone In The Universe”, „One Step At A Time”,”Dirty To The Bone”, Ain’t It A Drag”. Najsłabsze – „The Sun Will Shine On You”, „I’m Leaving You” i… „When I Was A Boy”. Płyta z całą pewnością lepsza od „Balance…” i „Zoom”. Niestety, przyczepię się do ubogiego, jak na ELO instrumentarium i niespecjalnej dynamiki. Ponadto „Love And Rain” to skrzyżowanie „Showdown” z „Train Of Gold” a „Dirty To The Bone” to prawie „Moment In Paradise”, solo na gitarze kojarzy mi się z czymś, co muszę jeszcze sprawdzić, zanim wyrażę opinię. Największą zaletą płyty są chwilowe powroty do klimatów sprzed „Discovery”, zaś największą wadą nierówność albumu. W zasadzie od „Eldorado” do „Time” na płytach ELO nie było słabych momentów. I, jakby tu powiedzieć – jest to najlepsza solowa plyta Jeffa, widać,że reszta zespołu, a przynajmniej Bev, Kelly, Richard i Mik jednak wiele do zespołu wnosili, może nie od strony kompozycji, ale brzmiało to pełniej. Szczególnie brakuje dynamicznej perkusji no i znaku rozpoznawczego ELO – smyczków. Jest świetnie, ale za mało na stawianie płyty na równi z „ANWR”, czy „OOTB”, a nawet z „Time”.

  332. 21stcenturyman pisze:

    Alone In The Universe ma głębię dźwięku z Secret Messages!!! Co na to dyżurni krytycy???

  333. 21stcenturyman pisze:

    Love and Rain – mówcie mi na drugie … Showdain ( nie mylić z Showdown :-) )

  334. Janusz pisze:

    Super płyta a przed nami jeszcze 2 nagrania plus dodatkowe na „japończyku”.

  335. 21stcenturyman pisze:

    Chłopy! Ten gość ma prawie 68 lat!!!
    Nieprawdopodobnie niemożliwe!!!!!

  336. 21stcenturyman pisze:

    Ja nie mogę!…
    Nie wiem, która lepsza!…
    Przy Love And Rain upadłem i …tak sobie leżę…
    To nieprawdopodobnie piękna historia!…

  337. 21stcenturyman pisze:

    Mamy TOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    http://www38.zippyshare.com/v/YtQEIjVQ/file.html

  338. Krzysiek pisze:

    Prosto zgrane z radia BBC2
    Jeff Lynne’s ELO – All My Life
    Wysłałem na znane mi maile, a tutaj link do pobrania:
    http://przeklej.org/file/3K1iTR/Jeff.Lynne.s.ELO.-.All.My.Life.mp3

  339. 21stcenturyman pisze:

    No i przy okazji wielki ukłon w stronę mafeta, który wzbogacił naszą stronę o Kalendarium singli, wykonując potężną pracę! Czytamy i się delektujemy, tego możesz być pewien. :-)
    Czytając o After All przypomina mi się jak wyczaiłem wymęczony singiel w szafie grającej jedynego hotelu w Legnicy i wyprosiłem jego odsprzedaż, a „wymęczony”, bo po drugiej, czyli pierwszej stronie oczywiście „Rock’n'roll is King”!!!

  340. 21stcenturyman pisze:

    Ja mam zamówioną wersję deluxe, ale będziemy jeszcze polować na bonusa japońskiego. W sumie 13 piosenek – całkiem nieźle. Na pewno coś ukaże się po latach na wersji remastered albo very remastered. No i właśnie, arof: swego czasu bardzo trendy było umieszczanie „silnej” strony B do sprzedaży singla. Niektóre były wyjęte z płyt, a niektóre pochodziły z odrębnej puli. Jakie prawa tym rządzą? Powiedzmy, że koncepcja płyty…

  341. Kajman pisze:

    Co do nowej płyty, wersja „podstawowa CD” Alone In The Universe kosztuje 47,49 polskich dukatów, warto jednak dołożyć i kupić Alone In The Universe (Deluxe Edition) za 57,99 ponieważ są DWA bonusy: numer 11. Fault Line oraz numer 12. Blue

  342. Kajman pisze:

    Pinek41 – Waldek draniu – nie dzwonisz do mnie!

  343. Kajman pisze:

    Co do wyjazdu na koncert Jeffa – Arof – no to masz okazję – w 2016 roku jest taka możliwość – Jeff rusza z koncertami po Anglii. Info na stronie przedsprzedażowej biletów: https://elo.signmeupfor.com/

  344. arof pisze:

    Mam wrażenie, że czasy, kiedy Bryan umiał komponować to nie te dzisiejsze. Kiedyś bardzo lubiałem tego gościa, może nie na równi z ELO, ale był w czołówce. Dziś jest przeciętny, choć mimo wszystko całkiem fajnie się tego słucha.
    Co do poJeffowych odpadów, to potrafią być one nad wyraz smakowite. Dajmy na to takie Julie Don’t Live Here, lub When Time Stood Still są z pewnoscią lepsze nawet od co niektórych piosenek z albumów, z których „wypadły”. Nigdy nie rozumiałem, i nadal nie mam pojęcia, czemu się tak stało.

  345. 21stcenturyman pisze:

    No i proszę! Okazuje się, że Laura Lynne wystąpiła w chórkach na Love And Rain i One Step At a Time! W sumie to (jak dotychczas) niewiele jako „scheda’ po tatusiu ;-)

  346. 21stcenturyman pisze:

    No, trochę przejaskrawiłeś, mafet :-) Bryan Adams na pewno by się nie zdecydował na wydanie tego nowego materiału w formie akustycznej – być może tylko z jego hitami, co też uczynił w przypadku kilku utworów, np. Heaven.
    On też potrafi komponować i na pewno nie był zależny w tej kwestii od Jeffa, arof. Nie wierzę w taki układ, że Bryan liczył na „poJeffowe” odpady. Potwierdzeniem jest opis na płycie, ale co do wkładu Jeffa to wiesz, mafet, że Do What You Gotta Do jest wspólnym tworem.
    W ogóle to jestem ciekaw jak wygląda forsowanie swoich pomysłów w ramach kooperacji tego typu. W przypadku Joe Cockera i Night Calls żałowałem, że ten kawałek nie jest częścią jakiejś płyty ELO, ale nie wyobrażam sobie teraz innego głosu niż Cockera w tym utworze.

  347. mafet pisze:

    Panowie, mam tę płytę Adamsa na winylu i zapewniam, ze wszystkie kawałki są autorstwa Adamsa. To tak, żeby uciąć spekulacje. W mojej opinii zdecydowanie płyta w kierunku Traveling Wilburys. Niektóre numery naprawdę dają się polubić po kilku przesłuchaniach.
    Czytałem te recenzję do której link dał arof. Jej autor zupełnie niepotrzebnie obawiał się tego „romansu” Adamsa z Lynnem. Ocenia tę produkcję słabo, podkreślając, że Bryana stać na więcej … Mamy na końcu płyty 4 kawałki akustyczne i to jest chyba najlepsza odpowiedź jakby ta płyta wyglądała gdyby nie zajął się nia Jeff. Aż się boję … Odnoszę wrażenie że Bryan Adams muzycznie zwyczajnie się wyczerpał. I tylko dzięki Jeffowi materiał nie brzmi jak harcerskie ognisko …

  348. arof pisze:

    Rzeczywiście podobieństwo Slipping Away Edmundsa do Let It Run Jeffa jest niezaprzeczalne, ale na całym Information wyłapałem też podobieństwa do Secret Messages, np. gitary z mojego ulubionego Take Me On And On.
    Nic z płyty Adamsa nie jest podobne do znanych nam piosenek z Alone, ale od pomysłu do realizacji jest daleka droga, więc dla osiągnięcia spójności stylistycznej albumu pomysł może ewoluować i efekt może byc różny w zależności od przeznaczenia. Dlatego nie wykluczałbym tego, że z puli kompozycji część poszła na Alone, a część na Get Up, chociaż wcale tak być nie musi. Natomiast wydaje się dla mnie logiczne, że szykując autorską produkcję, wybiera się na nią najlepsze kompozycje, gdyż tu już nie tylko kasa wchodzi w grę, ale również reputacja i satysfakcja. Takie moje drobne przemyślenia…:).

  349. 21stcenturyman pisze:

    Przyznam, że nie odniosłem wrażenia, jakoby coś mi na płycie Information przypominało brzmienie Secret Messages – raczej pasują mi tu utwory z Electric Dreams… To samo z Get Up! Przychylę się do zdania o Traveling Wilburys, ale nie Alone…

  350. Janusz pisze:

    Żeby było jasne,moje wpisy nie dotyczą opinii na temat płyty Adamsa bo nie jestem jego fanem tylko to co napisał na temat ELO i Jeffa Lynne`a.Przedstawienie ELO jako grupy dyskotekowej to dyletanctwo w pełnej krasie.

  351. arof pisze:

    Faktem jest jednk, że płyta Adamsa mnie nie zachwyca. Trochę Travelling Wilburys, trochę Petty’ego, ale ogólnie nie ma startu do tamtych produkcji. Myślę chyba trochę nieobiektywnie, bo gdyby zamiast Bryana zaśpieewał Jeff odebrałbym to o wiele pozytywniej. W 1983 roku Jeff wyprodukował płytę Davida Edmundsa – Information, która chwilami brzmi, jak Secret Messages. Przypuszczałem nawet, że to odrzuty Jeffa z materiału na Secret… I również wokal Lynne’a mógłby to postawić na nogi. Słuchając Adamsa, zastaniawiam się, czy to też nie jest wynik swoistej selekcji kompozycji na Alone…Kto wie.

  352. Janusz pisze:

    Też dodałem parę zdań do recenzji płyty Adamsa,bo nie da się tego czytać (Quopol).

  353. 21stcenturyman pisze:

    Brawo, arof! Jesteś gladiatorem!
    Chłop chciał być bardzo ELOkwentny w temacie, który potwierdza, że o gustach się nie dyskutuje :-)
    Powiem inaczej: też tam słyszę Petty’ego z Full Moon Fever, ale co do We Did It All to pudło, bo to klimat iście lynnowski, pomimo że inny utwór na płycie Adamsa jest dzieckiem Lynne,a (Do What Ya Gotta Do). Pan redaktor mógłby pojeździć sobie po Adamsie, bo jego kariery tak nie śledzę, ale co do synthpapki to …poproszę o adres redakcji :-P

  354. arof pisze:

    Dodam tylko że od wczoraj tekst był edytowany i dziś już ELO jest kapelą popowo-dyskotekową.

  355. 21stcenturyman pisze:

    … a wiara zarzucała mi, że nie jest to muzyka do tańca!
    Więcej tego nie zrobiłem… :-)
    A teraz za to odbijamy sobie na Zlotach, chociaż i tu niektórzy zarzucają, że za mało ELO w ELO ;-)

  356. 21stcenturyman pisze:

    arof: gdzie to wyczytałeś??? Adresy, kontakty! :-D
    Prawda jest taka, że tylko Discovery to płyta z okresu mody i boomu dyskotekowego, a Xanadu była efektem zamówienia pod musical, więc siłą rzeczy nie mogły być to marsze pogrzebowe. „Jakieś Hold On Tight” to hołdowanie zasadzie Jeffa, że na każdej praktycznie płycie ELO musi być wyrażony pokłon rock’n'rollowi. I tyle… Powiedziałbym, źe w przeważającej części jest to muzyka taneczna, ale nie jako całość poszczególnej płyty, a jej elementy, bo utworom Jeffa towarzyszy często zmienność rytmu ( Loser Gone Wild and many others). I piszę to ja: osoba, która w 1987 roku zorganizowała ELOdyskotekę w klubie studenckim

  357. arof pisze:

    Właśnie przed chwilą czytałem recenzję płyty Bryana Adamsa Get Up produkcji Jeffa, w którym autor stwierdza, że był zaniepokojony współpracą Bryana z filarem dyskotekowej formacji ELO. Oczywiście skwitowałem to odpowiednim komentarzem, natomiast zastanawia mnie, jak w ogłoe coś takiego mogło przyjść komuś do głowy. Pewnie usłyszał coś z Discovery, Xanadu, albo jakieś Hold On Tight i na takiej podstawie przypina ELO etykietkę. No masakra. Od zawsze wydawało mi się, że jeśli się o czymś mówi należałoby miec o tym pojęcie, bo nie trudno zrobic z siebie pośmiewisko. A może rzeczywiście ELO gra disco, a ja głupi nigdy tego nie zauważyłem? :) .

  358. 21stcenturyman pisze:

    No, to już lepiej :-)
    Balance Of Power powinna wyglądać od początku tak jak wersja remastered. Ale i w wersji pierwszej odnajdywałem dla siebie tę esencję. Poza Secret Lives i Send It, które są dla mnie tym, czym dla Ciebie I’m Leaving You, wszystko inne było tym, co unosiło mnie w powietrzu, a dla innych było łabędzim śpiewem…
    Co do Moment Of Truth, to pamiętam, że gdy po serii koncertów w Polsce jechałem do Wrocławia po płytę niesiony nadzieją na powrót do przeszłości, biło mi serce jak teraz przy odsłuchiwaniu najnowszych piosenek Jeffa… Szybko się jednak przekonałem, że to nigdy nie będzie to. Trzech wokalistów próbujących wejść w tonacje Jeffa nie zdołało oddać czaru i klimatu z utworów opatrzonych nieskazitelnie pięknym wokalem… Nawet te parasymfoniczne wstawki były płaskie, o czym już pisałem, i daleko im było do np. Eldorado Overture czy Believe Me Now z OOTB. To nie to. Pomimo tego, z Moment Of Truth sentymentem darzę The Fox i Blue Violin. To tyle. „Chwila prawdy” dla tego zespołu pokazała jak daleko sięga poprzeczka…

  359. arof pisze:

    Co do wspomnianego przeze mnie wywiadu – Jeff mowi coś takiego: „I just lost my way, totally. In the beginning, ELO was supposed to be very avant-garde, very off the wall. And then, once I started having hits, it drifted from that. Suddenly the record companies and managers were clamoring for hits. And I tried to cater to the fuckers. And it grew into this monstrous thing that I didn’t want. I got to feel trapped, and I didn’t have a clue as to what was going on. It was a fuckin’ drag.”
    Widać więc, że stylistyka z ery lat 80tych nie wzięła się z upodobań Jeffa, a z nacisku bossów show businessu. Myślę, że teraz sytuacja jest zupełnie inna i Jeff ma wolną rękę. Chociażby dlatego, że nie jest na topie i w międzyczasie stał się legendą. Dlatego oczekuję materiału najwyższych lotów.

  360. arof pisze:

    W sumie nie mamy się o co spierać, bo czyż nie wyraziłem też zdania, że Jeff to Jeff? Oczywiście on był siłą sprawczą całego ELO, tej stylistyki i gdyby nie On, to ELO pt.2 również nigdy by nie zaistniało. Nie zmienia to jednak faktu, że po Out Of The Blue Jeff poszedł ostro w świat komercji o czym sam wspomina mówiąc – „zgubiłem drogę” itd. w wywiadzie dla Rolling Stone z okazji wydania Armchair Theatre. Oczywiście kolejne płyty do Secret… trzymały poziom, a Time, choć momentami trącił kiczem (typowe dla 80tych lat) długo był moją ulubioną płytą w ogóle. Niestety, na Balance Of Power jedynie Getting To The Point wywołało u mnie ciary, za to perełki typu Send It kompletnie popsuły jakiekolwiek pozytywne wrażenia. Płyta brzmiała płasko, była niespójna, nie było w niej nic odkrywczego. Zresztą zainteresowani wedzą, że była jedynie wypełnieniem kontraktu, nagrana w momencie, kiedy zespół już tak naprawdę 3 lata nie istniał. Po czymś takim ELO pt.2 było dla mnie sentymentalnym powrotem do czasu „analogowych” Elektryków z epoki sprzed Discovery. Płyta ELO pt.2 ukazała się niespodziewanie, a chwilę później Bev zebrał większość złotego składu ELO. Oprócz wokalu wszystkomi się tam zgadzało. Gdy ukazało się Moment Of Truth, pamiętam chwilę, gdy wrzuciłem oryginalną kasetę magnetofonową i po chwili słuchania emocję spowodowały łzy w oczach. Oczywiście z biegiem czasu, właściwie od odejścia Beva zacząłem odbierać ELO2/The Orchestra, jak marny tribute band, podkradający kasę z kieszeni Jeffa, wykonując również jego kompozycje tylko dlatego, że sam Jeff w końcu stwierdził, że ma to w… głębokim poważaniu i przestał straszyć procesami.

    Co do Zoom – pisząc na szybkiego poprzedni wpis dpoiero po odczytaniu ww. zorientowałem się w swojej pomyłce. Miałem na myśli Balance Of Power, które jest bezwględnie najsłabszym wydawnictwem sygnowanym marką ELO. Sądzę nawet że nie jest to tylko moje subiektywne zdanie, gdyż większość się z tym zgodzi. Zoom jest o niebo lepszy, choć mimo wszystko zajmuje miejsce w ogonie. Bardzo podoba mi się nietypowa, ostra gitara na tej płycie. Reasumując – o ile Alone In The Universe będzie chociaż o tyle lepszy od Zoom, ile Zoom od Balance Of Power, to można mówić o płycie stojącej w pobliżu Time, Discovery, czy Secret Messages. Mamy już 5 piosenek,czyli pół podstawowego zestawu i mogę stwierdzić, że oprócż I’m Leaving You materiał zdecydowanie mi się podoba i kto wie, czy nie będzie to najlepszy album ELO od ponad trzech dekad.

  361. 21stcenturyman pisze:

    No to, arof, pojechałeś po bandzie i to bez trzymanki! Dobre! Wiesz, gdy pisaliśmy o Moment Of Truth jako płycie zawierającej sentymentalne próby nawiązania do stylu ELO z okresu OOTB i wcześniejszego, to starałem się zrozumieć Twoje intencje. Ale twierdzenie, że…
    Brrrrr! Po prostu nie ma porównania. ELO Part II w dwóch swoich płytach i The Orchestra w No Rewind to III liga w porównaniu z choćby Zoomem! I jeżeli nawet zdarzył się jakiś ciekawy kawałek na tej czy tamtej płycie, to nie ma porównania! No Rewind oprócz tego zerżniętego z Mr. Blue Sky pierwszego utworu jest tak ociekająca próbą otarcia się o stylistykę The Beatles, że …ja nie mogę! Z całym szacunkiem dla nich, bo dzięki nim czterokrotnie przeżyłem fajne chwile i wzruszenia, ale to był substytut tego, czego naprawdę pragną fani Electric Light Orchestra. Dla nich „coverowanie” stało się sposobem na zarobienie kasy niejako żerując na naszej wrażliwości. Łapałem się na to i w formie kolejnego placebo poszedłbym jeszcze raz ich obejrzeć. Ale nie tym razem, Wiesiu… Warszawa fajna, ale nie za często :-)
    Na koniec, arof: możemy porównywać dorobek innych zespołów i przekomarzać się kto jest jeszcze na szczycie albo z niego zjeżdża z hukiem, ale – litości! Jeff to Jeff. Panowie z ELO Part II i The Orchestra nawet się nie zbliżyli do poziomu, który prezentuje Jeff…

    PS.
    To moja opinia – all right reserved ;-)

  362. mafet pisze:

    Wiesław dziękuję za zaproszenie, ale nie skorzystam. Poczekam na tourne Jeffa , nawet jeśli będę miał śmigać za granicę …. to pojadę. A w temacie płyt, ELO PART TWO, to ja wolę pierwszą pt. THE ELECTRIC LIGHT ORCHESTRA PART TWO i nawet czasami jej słucham … i w mojej ocenie żadna z nich nie jest lepsza od ZOOM ;) .

  363. arof pisze:

    Bardzo lubie obie płyty ELO2, wręcz wyżej cenię Moment Of Truth od Zoomu, z No Rewind podoba mi się tylko Over London Skies, ale w tej chwili ta formacja nie jest niczym innym jak tribute bandem ELO, żerującym głównie na sławie piosenek skomponowanych prez Jeffa i bezprawnym używaniu skrótowca ELO przewijającego się w różnych konfiguracjach. Na dzień dzisiejszy w sumie tylko Mik jest byłym członkiem ELO, który nie ma kompletnie żadnego wkładu w jakąkolwiek kompozycję. Niejednokrotnie Jeff wypowiadał się na temat tych pseudo-elektryków. W świetle tego, że Jeff jest znowu aktywny artystycznie, twory typu The Orchestra nie mają dla mnie kompletnie żadnego znaczenia, chociaż myślę, że na ich koncercie mógłbym się dobrze bawić. Życzę więc dobrej zabawy i fajnie będzie przeczytać relację, lecz na koncert się nie wybiorę. Liczę za to na możliwość „zaliczenia” koncertu Jeff Lynne’s ELO.

  364. wiesław nastarowicz pisze:

    Witam wszystkich.Miło poczytać Wasze opinie o nadchodzącej płycie oraz na temat PF.Nic nie jestem w stanie dodać. Jestem pod wrażeniem Waszych spostrzeżeń.Tak jak i Wy, kocham prog rock lat 70-tych i muzę większości zespołów tamtych lat.
    Korzystając z okazji chciałbym zapytać,czy ktoś z Was wybiera się na koncert ELO-podobnych?
    Załatwiłem kilkanaście darmowych biletów,wobec tego zjawimy się sporą paczką. A po koncercie spotkamy się z Mikiem i Louisem .

  365. 21stcenturyman pisze:

    Też w głowie rodzą mi się różne skojarzenia co do linii melodycznej refrenu – do tego stopnia, że znalazłem w końcówce Strange Magic ( dosłownie przy wyciszeniu utworu) ten chorus „know I got a Strange Magic” idealnie pasujący pod refren „one step at a time”, no i jeszcze wyciszenie Living Thing – tak jakby jedno i drugie.
    No i myślę, że szukanie niby na siłę powiązania z innymi utworami ma jakiś sens, gdyż sam Jeff przyznaje w wywiadzie, że wykorzystał Merseybeat w Ain’t It A Drag. Tak więc, używajmy sobie!
    ;-)

  366. arof pisze:

    „I did everything except the shaker and the tambourine, which my engineer Steve [Jay] played,” says Lynne. „It was just a two-man exercise, with him manning all the lifeboats and me doing all the singing and playing”.
    Z tego wnoszę, że Rychu nijak się nie udzielał przy pracy w studio. Szkoda, bo po Hyde Parku myślałem, że nowa płyta będzie dziełem obu panów.

  367. arof pisze:

    Mnie też chodzi po głowie jakiś kawałek, ale nie ELO, z czymś mi się kojarzy linia melodyczna refrenu, ale nie potrafię ustalić co to.

  368. 21stcenturyman pisze:

    Ależ refren!!!!
    Ale jesteś czujny, mafet!!!!!
    Dzięki!!!!!!!
    Słucham na telefonie na okrągło i …po baterii.
    Dobre skojarzenia ze Sweet… ale coś mi jeszcze chodzi po głowie…

  369. mafet pisze:

    arof – wiedziałem, że Ci się spodoba :) wprawdzie to nie FOUR LITTLE DIAMOND ale tempo jest , bicik jest, super jest … Wprawdzie mi klimatem bardziej przypomina (szczególnie w refrenie) jakieś echa płyty DISCOVERY, ale pierwszy odbiór był taki jak wtedy gdy usłyszałem pierwszy raz CALLING AMERICA … kompletnie nie wiem co tu Jeff wyprawia ale miesza mi się 1986 z 1979 rokiem … a może nawet z tymi latami wcześniej jak pisze arof … :)

  370. arof pisze:

    Ale mi się napisało. Oczywiście na Discovery nie było nic a nic z OOTB, w ogóle zespół zmieniał się stylistycznie z płyty na płytę, a w One Step A Time czuję wyraźnie nawiązanie do tych starych, pięknych czasów sprzed 1979 roku, choć tylko chwilami.

  371. arof pisze:

    Ja powiem jedno – takie ELO lubię najbardziej. Robi się coraz ciekawiej. Czekałem na szybsze numery i proszę – mówisz i masz :) . Co do piosenki, pobrzmiewają wyraźne echa Sweet Talkin’ Woman w refrenie, to chyba pierwsze nawiązanie od Discovery do czasów z Out Of The Blue. Jest pięknie! Już teraz śmiało mogę powiedzieć, że Alone.. to nie Balance 2, jak niektórzy sugerowali.

  372. mafet pisze:

    A co Wy Kochani powiecie jak posłuchacie tego :

    ONE STEP A TIME from AITU
    https://www.youtube.com/watch?v=uy0oWuhTzh8

  373. arof pisze:

    Pinek41 – co do Long Wave to wcale się nie dziwię, to chyba najsłabsza pozycja w dorobku Jeffa, do tego pozbawiona własnych kompozycji, ot taka ciekawostka i jednocześnie rarytas po kilkunastu latach ciszy. Rzadko do niej wracam.
    Słow Jeffa z wywiadu dla Teraz Rock podniosły mnie na duchu. Mówi, że płyta nie jest łagodniejsza od poprzednich. Mam nadzieję, że znane nam utwory są tymi najspokojniejszymi i nie zabraknie klimatów podobnych do Long Black Road, Twilight, czy choćby Four Little Diamonds.

  374. pinek41 pisze:

    Fajnie ze wspominacie Wooda. Dla mnie to muzyk kompletny. Kompozytor wielu wspanialych przebojów, jak i twórca który nie bal sie zmian stylistyki w swojej muzyce. Od rocka poprzez takie style jak glam ,jazz,fuzzion,pop. Nie ukrywam,jestem milosnikiem muzyki Wooda.Ona potrafila mnie za każdym razem zaskakiwać i pozwalała poznawać nowe aspekty . Wizzard,Wizzo Band czy solowe produkcje Wooda nie pozwalają.mi sie nudzić.podczas sluchania. Nie ma tam schematu. Tam kazdy kolejny utwór zaskakuje. Polecam naprawdę. Mówicie o The Move z Jeffem, a gdzie wcześniejszy okres? Posluchajcie plyty Shszsm. Rewelacja. Posluchajcie Brontosaurus gdzie Jeff swietnie gra na gitarze. Tego jest ogrom. Popatrzcie jak wygladal Jeff w występie z Woodem i ELO dla TV Granada. Spontan. Dla mnie dobrze sie stali ze obaj panowie stworzyli projekt ELO. Na koniec dodam ze ostatnio wiecej slucham plyty Wizzard Eddy&The Falcons niż Long Wave. Pozdrawiam

  375. mafet pisze:

    arof świetnie to ujął Roy był totalnie odjechany … Na początku kompletnie nie trawiłem debiutanckiej płyty ELO i ELO II na której Roy zostawił jeszcze swój ślad w postaci obecności w dwóch utworach, choć myślę, że jest go tam nie wiele. Zdecydowanie łatwiej przyswajałem materiał ON THE 3rd DAY, gdzie go już nie było. Ale dzisiaj z przyjemnością wracam szczególnie do debiutu. A WHISPER IN THE NIGHT Wooda to prawdziwa perła w dorobku ELO. Niestety jedyna. Oczywiście to moja subiektywna ocena. Odniósłbym się przy okazji do płyty THE MOVE Message from .. Tak naprawdę to spory jej kawałek równie dobrze mógłby być pierwszą płytą ELO. Jeff już tam postawił silnie swoje kompozytorskie akcenty które sprawiają wrażenie prologu do NO ANSWER (w wersji US). Absolutnie zgadzam się,, że panowie musieli prędzej czy później się rozstać bo niby byli w jednym bandzie ale jakby z różnych bajek. Najlepiej obrazuje to fakt, że mam taką prywatną pierwszą płytę ELO na której są zgrane na przemian jedynie utwory autorstwa Jeffa ze wspomnianej MESSAGE … i debiutu ELO i jako rodzynek zamykający całość WHISPER IN THE NIGHT.
    Puśćcie sobie kiedyś OVERTURE 10538 zaraz po MESSAGE FROM THE COUNTRY świetnie pasują na jedną płytę. Jak widać nie tęsknię również za Royem, choć w muzycznej szafie mam sporo materiału spod jego ręki, czy to THE MOVE czy późniejsze produkcje.

  376. 21stcenturyman pisze:

    Też nie tęsknię za kompozycjami Wooda i jego wokalem. Dlatego China Town i Tonight z przeplatanymi partiami Jeffa tak bardzo wyróżniają się na tle innych nagrań z okresu późnego The Move…
    No, clip bardzo nostalgiczny, jak i cała piosenka. A samolocik to nie wahadłowiec rodem z Odysei Kosmicznej z Out Of The Blue??? :-)

  377. arof pisze:

    21stcenturyman – w temacie Wooda – jego analogiem w PF był Syd Barret, w sumie podobnie odjechany i niekonwencjonalny. No cóż – gdyby Wood nie odszedł z ELO, prawdopodobnie z biegiem czasu uczyniłby to Lynne, gdyż ich indywidualności ścierały się. Pewnie ELO grałoby tak, jak Wizzard, a Lynne stworzyłby coś podobnego, jak późniejsze ELO. Sądzę, że przy takim biegu spraw byłbym fanem zespołu Jeffa (lub samego Jeffa), gdyż w sumie nie przepadam ani za No Answer, ani za twórczością Roya.
    Teledysk jest bardzo udany! Może nie w konwencji tego, co widzimy na co dzień w stacjach muzycznych, na pewno bardzo prosty w formie, ale przekaz jest genialny. Pamiętacie clip do Calling America? Po prostu kicz. Za to ten do WIWAB uważam za najlepszy w dorobku Jeffa.

  378. 21stcenturyman pisze:

    Panowie: miło Was poczytać, a wracając „na własne podwórko” to, w oparciu o Wasze racje w sprawie PF, należałoby się zastanowić, co by było, gdyby Roy Wood nie odszedł po pierwszej płycie… Gdyby Jeff nie miał takiej charyzmy pomimo talentu, aby realizować swój projekt, ulegając także trendom, modzie i komercji… Pomyślcie…

    Mały Jeff w clipie to słodziak, ten starszy stylizowany na siebie z okresu Time’u i Balance Of Power/Traveling Wilburys – w sumie fajnie się to ogląda, chociaż clipy ELO w historii promowania płyt to według mnie słabszy punkt.
    Dzięki, mafet!

  379. mafet pisze:

    arof nie trafiłeś z odpowiedzią, obie wymienione przez Ciebie płyty są genialne, nie uważam , że solowe i nie brakuje mi tam Wartersa. zgadzam się z Tobą, że kończymy wątek PF.
    Dlatego jeszcze raz przypominam :

    Jest oficjalne VIDEO When I Was A Boy :

    https://www.youtube.com/watch?v=tM34A80RTv4

  380. arof pisze:

    Uprzedzając odpowiedź – zdaję sobie sprawę,że Momentary Laps Of Reason i Division Bell to z kolei niemal solowe płyty Gilmoura, jednakże bez porównania bardziej udanie, niż te sygnowane jego nazwiskiem. Rattle That Lock nie liczę, gdyż powstała po zakończeniu działalności zespołu i rzeczywiście jest niesamowita. Ale ok, to forum ELO, więc ze swojej strony kończę wywody o Floydach.

  381. arof pisze:

    Mafet – zależy, co kto lubi. O gustach się nie dyskutuje. To, że The Wall było jedną z najbrdziej uznanych płyt PF, to wcale nie znaczy, że była jedną z najlepszych. Właśnie The Wall i The Final Cut są de facto materiałem autorskim Watersa (na The Wall 3 piosenki do spółki z Gilmourem), więc bez wielkiej przesady można stwierdzić, że to niemal solowa płyta Rogera. Jeśli ktoś jest fanem Watersa, to z pewnością są to najlepsze płyty PF. Lubię je bardzo, ale jego dominacja spowodowała, że PF przestali być zespołem, lecz muzykami Rogera. Wpłynęło to na treść i formę kompozycji, która przestała być wypadkową twórczości czterech osób. Obydwie płyty są mega dołujące w warstwie lirycznej, gdyż Waters obrał taką konwencję i przypuszczalnie gdyby nie rozpad i reaktywacja bez niego, wszystkie kolejne również bylyby takie. To naprawdę dobre albumy, ale bez Gilmoura, Masona i Wrighta prawdopodobnie brzmiałyby prawie tak samo, dlatego rozłam w PF uważam za pozytywne wydarzenie.

  382. mafet pisze:

    Jest oficjalne VIDEO When I Was A Boy :

    https://www.youtube.com/watch?v=tM34A80RTv4

  383. mafet pisze:

    Nie, no nie wytrzymam i muszę upuścić … arof pisze, że po Animals zrobiło się nudno ?!
    Po Animals to była płyta THE WALL …. no jeśli ktoś uważa, że to nudny materiał to sorry ale bredzi … Prawda jest taka, że PINK FLOYD byli najlepsi za czasów gdy im wszystkim się razem chciało. Potem to juz tylko Waters przynosił materiał tak było praktycznie ze „ścianą” i tak było z Final Cut. Zresztą panowie mieli do wyboru robić podwójną płytę czy pojedynczą. Zdecydowali , że Final Cut będzie pojedyncza , a Waters zrobił solowy materiał The Pros And Cons … Obie płyty jako materiał demo powstawały w tym samym czasie dlatego są momentami takie podobne. Niestety pozostali koledzy Watersa nie mieli w tamtym czasie żadnych pomysłów. Gilmour jako solowy muzyk się nie spisał i dopiero powalił mnie ostatnią płytą. która jest po prostu rewelacyjna. Uwielbiam wszystko spod znaku PINK FLOYD. Zachwycam sie stylistyką koncepcyjnych solowych płyt WATERSA. A teraz mogę z równą satysfakcją słuchać solowego GILMOURA. A ENDLES RIVER panowie to zwyczajne odpady z sesji muzycznych które zgrabnie zostały poskładane. Zresztą sam o tym mówił Gilmour. Nie zmienia to faktu , że uwielbiam ten materiał, a szczególnie Its What We Do z cudownym klimatem mojej ulubionej płyty WISH YOU WHERE HERE. No i oczywiście skoro z odpadów można zrobić tak genialny materiał to tylko pokazuje jak genialnymi muzykami sa panowie z PINK FLOYD skoro ich pracy niejednokrotnie nie dorównuje szczegółowo wyselekcjonowany materiał innych artystów.
    Pamiętajcie koledzy, że każdy tę sztukę jaką jest muzyka odbiera indywidualnie …

  384. arof pisze:

    Połączenie One Step at a Time i Alone In The Universe brzmi trochę, jak początek The Whale, a sama piosenka ma w sobie coś z Without Someone, a nawet Steppin’ Out, końcówka niczym Twilight w zwolnieniu, ale dla mnie jest to bezwzględnie najlepsza piosenka z tych czterech, którymi dysponujemy. Bardzo klimatyczna i najbardziej nawiązuje do twórczości ELO sprzed 1986 roku. Mistrzostwo świata, w przeciwieństwie do średniego I’m Leaving you.

  385. arof pisze:

    21stcenturyman tu pełna zgoda :) . Waters i Gilmour byli równorzędnymi liderami, dlatego właśnie tak mniej więcej od Animals, gdy Waters zaczął dominować, zaczęło być co najmniej nudno, a najlepszym wg mnie numerem z tych czasow jest Comfortably Numb, właśnie dlatego, że Gilmour miał w nim duży udział. Pinek41 – Endless River jest inne, ale są momenty nawiązujące do Echoes, Wish You Were Here itp. Ogólnie są to materiały, które powstały w trakcie sesji do Division Bell zremasterowane w 2014 roku z dużym naciskiem na rolę Ricka Wrighta i wydana właśnie w hołdzie Rickowi. I to mi bardzo zaimponowało, gdyż płyta jest trudna, nie wymierzona w komercyjny sukces. Prawdziwe epitafium.

  386. pinek41 pisze:

    Iskrzy na forum wiec zaglądam

  387. 21stcenturyman pisze:

    pinek 41 – witam starych znajomych!!!
    Jednak zaglądacie! :-)

  388. pinek41 pisze:

    Arof zgadzam sie z tobą co do Pink Floyd. Po latach stagnacji z Watersem ( The Wall, Final Cut) dali rade sami, bo byli i są wspanialymi muzykami. Nie dali sie Watersowi. Oni tworzyli zespól. Podobnie bylo z Queen ,gdzie wszyscy razem byli zjawiskiem a solo bywalo roznie. Co do ewoluacji o które pytal 21st… Polecam ostatnią plyte Floydów Endless River ktora w żaden sposób nie przypomina ich wcześniejszych plyt..

  389. 21stcenturyman pisze:

    arof: mi ogólnie chodzi o tendencje wśród zespołów, a w przypadku Pink Floyd mamy do czynienia z dwoma równorzędnymi jak dla mnie liderami i głosami – znakami rozpoznawczymi tej grupy. W przypadku ELO tylko Jeff, a potem przepaść…
    lukasz: 4 piosenki, czyli When I Was a Boy, I’m Leaving You, Alone In The Universe i When The Night Comes.

  390. lukasz pisze:

    2, 3 ? jakie to piosenki…?

  391. lukasz pisze:

    Mam pytanie : ile piosenek do tej pory wysłuchaliście z Alone in the universe?

  392. arof pisze:

    Co do Pink Floyd nie mogę się zgodzić. Nie była to sytuacja analogiczna do ELO. W tym samym roku zostały wydane Moment Of Truth i A Momentary Laps Of Reason. O ile w przypadku ELOII szału nie było, a właściwie płyta przeszła bez echa i co najwyżej fani dołączyli ją do swojej kolekcji, o tyle Floydzi wspięli się właśnie na wyżyny, robiąc najbardziej dochodowe tournee i sprzedając potężne ilości owej płyty. Oczywiście – konwencja była inna, bardziej przystępna, głównym motywem w tekstach przestała być śmierć ojca pod Anzio i problemy egzystencjonalne, lecz nadal byli to Floydzi „pełną gębą”. Watersowski Amused To Death nie wniósł za to nic konkretnego i to za Gilmourem i resztą „poszli” fani, choć oczywiście były głosy krytyki. Co do Jeffa – jeszcze na Zoomie potrafił odskoczyć trochę, nagrywając choćby Long Black Road, lecz moim zdaniem najlepszą piosenkę skazał na bycie bonusem na japońskej wersji LP. Pożyjemy – zobaczymy. Nie zarzekam się, że nic mnie na płycie nie zaskoczy. Może się okazać, że reszta utworów wywróci wszystko do góry nogami. Pozytywnie oczywiście. Życzę nam tego.

  393. 21stcenturyman pisze:

    Uważam, że należałoby już od jakiegoś czasu przestać wzdychać do czasu „romantyzmu” w twórczości ELO, bo ten etap wydaje się już zamknięty. Jeff idzie swoją drogą, która ewoluowała w kierunku przez niego uznanym za właściwy. Można snuć wizje, że powinno wyglądać to tak, jak nam się wydaje, ale kończy się różnie w zależności od rozbudzonej wyobraźni. Ja osobiście nie narzekam, bo czyż nie mamy czym się pochwalić jako fani zespołu, a obecnie faceta, który dalej nagrywa i robi to na poziomie, który jest uciekającym punktem dla wielu wykonawców. Spójrzmy co stało się z zespołami po stracie ich liderów… Z ich twórczością… Tu miałby wiele do powiedzenia Wiesiek Nastarowicz – ekspert dyskografii starego rocka. Ale spójrzmy na Queen, na Pink Floyd po odejściu Rogera Watersa. Co do Queen – to wiadomo. Do czego zmierzam? Ano do tego, że wiele zespołów osiągnęło kiedyś swoje wyżyny, z których miało prawo spaść i ta równia pochyła jest udziałem większości. Jeżeli zdaniem fanów ta równia dotyczy także Jeffa, to spójrzmy także ile płyt i ilu wykonawców przy jego udziale nabrało blasku lub ten blask odzyskało. Dotyczy to także członków The Beatles. Gdy Jeff nagrał muzykę do Electric Dreams, Freddie Mercury nagrał Love Kills, który też odbiegał od ambicji jego fanów. Potem płyta solowa Mr. Bad Guy też stawiała go w pewnej niewygodnej dla odbiorców konwencji, czego przykładem jest Living On My Own. I pomimo tego, że później Queen miał jeszcze kilka ciekawych płyt, podobnych „życiorysów” muzycznych można by podać wiele…
    Podajcie mi, proszę przykład twórczości, która od -powiedzmy- 40 lat stale ewoluuje…
    Jeff mnie nie zawodzi, bo otrzymuję to, czego się spodziewam – może za dużo tych odniesień, hołdów składanych innym wykonawcom, ale taki jest Jeff Lynne: w jego głowie cały czas gra muzyka…

  394. mafet pisze:

    Wszyscy mają rację i Kajman i arof … i nie sposób nie zgodzić się z Waszymi uwagami. Mi też te znajome nuty w nowych propozycjach przypominają wcześniejsze dzieła Jeffa. Dla przykładu usilnie poszukiwałem czegoś co w „When The Night Comes” brzmi znajomo i znalazłem łudząco podobny bit i te samą nutę nostalgii w „Whitout someone”. To prawda, że Jeff jakiś czas temu przyjął tę stylistykę muzyczną i w niej lojalnie pozostaje. Nie zmienia to faktu, że w zupełności wystarczy mi ten muzyczny deser w postaci nowej płyty. Nie spodziewam się wielkiej muzycznej uczty bo doskonale zdaję sobie sprawę, że nie zaskoczy nas tutaj jakimiś mega niespodziankami … Powoli zaczynałem godzić się z myślą, że nie zobaczę i nie usłyszę już nowego krążka spod znaku ELO. I z tego powodu AITU to chyba najlepsza niespodzianka jaka mogła nas spotkać … Więc jak już zamówiony materiał dotrze to myślę , że wszyscy z przyjemnością będziemy szukać tego co „pożyczył” Jeff z jakiegoś utworu i co najbardziej nam przypomina, bo przecież zawsze będziemy poszukiwać tego czegoś co już znamy, bo tęsknimy za tym ELO smaczkiem …

  395. arof pisze:

    Kuźwa, co ja piszę – jakie November Rain, oczywiście September Song!!! Ale Gunsów też bardzo lubię, stąd ta bzdurna pomyłka.

  396. arof pisze:

    21stcenturyman – w ogóle od momentu wspólpracy z Orbisonem i Harrisonem ich inspiracje w muzyce Jeffa przybrały na intensywności. Działało to w obie strony, gdyż Cloud Nine, czy Travelling Wilburys brzmią chwilami jak ELO, ale to oczywiście za sprawą czynnego udziału Jeffa w tych projektach. Wracając do I’m Leaving You – pierwszym moim skojarzeniam z November Rain jest rozpoczynająca partia gitary odegrana slidem. Myślę, że gdy utwór będzie oficjalnie dostępny, nie będę jedynym mającym takie skojarzenia.

  397. 21stcenturyman pisze:

    „When I Was a Boy” zaistniało na LP3 w „szczęśliwej trzynastce” , w sumie na 62. miejscu.
    Nie uważam, aby I’m Leaving You było bliźniacze wobec September Song – modulacja wokalu owszem, maniera podobna – ale gdzieś wyczytałem, że I’m Leaving You jest hołdem wobec Roya Orbisona, co słychać w typowym dla niego rytmie tej piosenki. Podobnie, jak When I Was a Boy w stosunku do The Beatles…

  398. arof pisze:

    Kajman – co do kopiowania – I’m Living You z nowej płyty wydaje się być od pierwszych dźwięków dziwnie znajome. Toż to bliźniak September Song z Armchair,choć ten nawet nie jest piosenką Lynne, a coverem Maxwella Andersona. Jednym słowem stylistyka Jeffa doprowadziła do operowania podobnymi środkami i powstał schemat przez który ciężko się przedrzeć.

  399. Kajman pisze:

    Arof – mój Ty bracie w ocenie ostatnich twórczości Jeffa – chciało by się napisać… Ty tez dostrzegasz tą prostotę jaką chciałem przekazać tu na forum. Dostrzegłem ją co prawda w perkusji, ale jednak dostrzegłem :-) Oczywiście od razu powiem wszystkim, że hola hola – nie ganię Jeffa. Nowe utwory są w konwencji, którą lubię, której się spodziewałem, oczekiwałem… Widać, że pomysły są, brak kopiowania linii melodycznych z poprzednich płyt… Podoba mi się! Jednak powiem – i to tyle, bo jednocześnie jak zauważył Arof brak w nich czegoś… aranżacji? zaskoczenia? świeżości? Trochę kłuci mi się w głowie to wszystko – radość z „nowego” Jeffa i niedosyt z „płaskości” brzmienia.
    Acha, głosowałem na Trójce na „When I was a boy”… Wie ktoś gdzie dotarło w tym tygodniu na liście?? A teraz wybaczcie, idę bo mi tu pacjent chce się „urwać” z łóżka :-)

  400. arof pisze:

    Jednakże na rzeczonym „Moment Of Truth” za te symfoniczne łączniki odpowiada Louis Clark (nb. odpowiedzialny za elementy symfoniczme na Eldorado), Mik Kaminsky i The London Session Orchestra. Na AITU tego nie ma. Jest Jeff i Richard i multum cyfrowych zabawek, ktore m.in. robią za smyki. Generalnie taka tendencja zaczęła się właśnie po wydaniu Secret Messages. Od Balance Of Power poczynając, poprzez solowe numery typu Video, płyty Armchair Theatre, Zoom, Long Wave, a koncząc na dostępnych kawałkach z ostatniej produkcji wszystko wydaje się być bardzo wtórne, z ograniczonym polotem. A przecież w ELO bardzo charakterystyczne było to, iż trudno było przewidzieć, czym nas uraczą na kolejnej płycie. Każda była zupełnie inna, ale jednak to zawsze było ELO. I np. Discovery nie da się porównać do Out Of The Blue, Time do Discovery, a Secret Messages do Time, choć następowały po sobie. I generalnie od wtedy Jeff już niczym nie zaskoczył, celując w krótkie, nieskomplikowane piosenki, okraszone jego naprawdę wyjątkowym wokalem i charakterystycznymi dla siebie elementami, dzięki którym jest rozpoznawalny nie tylko w swoich produkcjach, ale wszystkich, w których miał swój udział (Information D.Edmundsa, Travelling Wilburys itd.). Jest pięknie, ale brakuje tego elementu wyczekiwania, gdyż chyba już z góry można założyć, jak z grubsza zabrzmi reszta płyty i następne produkcje. Szkoda…

  401. 21stcenturyman pisze:

    Miło powitać!
    Cóż… Nie twierdzę, że te formy muzyczne nie odbiegają od linii przez Ciebie obranej (Secret Messages), ale
    nie ryzykowałbym takich tez co do Moment of Truth, gdyż ta płyta ( bo zapewne o to chodzi) ma całkiem płaskobrzmiące łączniki symfoniczne, które niejako odnoszą się do nostalgii za rozbudowanymi aranżacjami, ale brzmią jak brzmią…
    Zresztą, jestem zbyt subiektywny :-)

  402. arof pisze:

    Witam. Jestem fanem ELO od czasów Discovery, i w związku z trzema dostępnymi piosenkami z AITU mogę powiedzieć, że szykuje nam się po prostu kolejny solowy album JL, który z prawdziym ELO ma mniej wspólnego, niż np. Moment Of Truth. Przykro mi to pisać, ale po Secret Messages Lynne tak drastycznie uprościł formę, że wszystkiego, co powstało później nijak nie da się wiązać z twórczością „Elektryków”, aczkolwiek występują tam charakterystyczne elementy aranżacyjne i jakże miłe dla ucha dźwięki. Wczoraj po dłuugim poszukiwaniu zdobyłem I’m Leaving You. Po przesłuchaniu emocje opadły – piosenka snuje się, niczym struga dymu, ale ani śladu ognia, jak choćby w Secret Messages, Do Ya, czy nawet Hold On Tight. NIe oczekiwałem drugiego ANWR, lecz jestem rozczarowany kompletnym brakiem dynamiki, prostotą do bólu i chyba tylko wokal Jeffa jest elementem, który wzbudza mój sentyment. Przy okazji – polecam zespół 286 – brzmią jak ELO z najlepszych czasów.

  403. 21stcenturyman pisze:

    When the night comes
    That’s when I think of you
    When the night comes
    I get midnight blue.
    But what can I say
    When the night comes to stay.

    (When the night comes) And everybody’s gone
    (When the night comes) And I’m here all alone
    (When the night comes) Every night that’s when I think of you.

    Now’s the time
    I see the twilight comin’ on
    Now’s the time
    Pretty soon they’ll all be gone.
    But where will I be
    When the night comes to me.

    (When the night comes) And everybody’s gone
    (When the night comes) And I’m here all alone
    (When the night comes) Every night that’s when I think of you.

    ***
    But what can I say
    When the night comes to stay.

    (When the night comes) And everybody’s gone
    (When the night comes) And I’m here all alone
    (When the night comes) Every night that’s when I think of you.

    (When the night comes) And everybody’s gone
    (When the night comes) And I’m here all alone
    (When the night comes) Every night that’s when I think of you.

    (When the night comes) And everybody’s gone
    (When the night comes) And I’m here all alone…

  404. Magdalena z Lublina pisze:

    Samoluby!

  405. mafet pisze:

    Może jak dojdzie do „koncertu na deszczowy dzień” to w końcu przestanie padać …

  406. mafet pisze:

    No i zrobiła się z tego wszystkiego winylowa elektryczna niedziela :) najpierw BALANCE potem ZOOM, a teraz niebieski OOTB, jest smacznie :)

  407. 21stcenturyman pisze:

    Na razie płyta zapowiada się „Balansowo”, czyli …będzie równie krótka :-)
    Ktoś ma słowa do When The Night Comes???

  408. 21stcenturyman pisze:

    No, jest przepięknie!!!!!
    Jest nawet w stylu Matter Of Fact!
    Ale piękny klimat!
    Woooow!

  409. mafet pisze:

    Zapachniało „Balansem” co nie ?? :)

  410. mafet pisze:

    Kochani !!!! ale bomba !!!! Ale numer !!!! No jest pięknie !!!
    A szczególnie kiedy noc nadchodzi ….

    When the night comes:
    https://www.youtube.com/watch?v=tfaC-I8uCjs&feature=youtu.be

  411. Krzysiek pisze:

    Tak ja wysłałem wczoraj wieczorem

  412. 21stcenturyman pisze:

    Podesłał ktoś?

  413. lukasz pisze:

    dziekuje

  414. lukasz pisze:

    hey przesle mi ktos linki lub piosenki na moj adres mail z tej plyty bardzo mi zalezy o to moj mail

  415. lukasz pisze:

    hey przesle mi ktos linki lub piosenki na moj adres mail z tej plyty bardzo mi zalezy o to moj mail kacki.lukasz@o2.pl

  416. 21stcenturyman pisze:

    When I Was a Boy jako propozycja na Liście Przebojów Trójki!!! Głosujmy!!!!!

  417. 21stcenturyman pisze:

    Dokładnie! Dostałem jeszcze „re” na podziękowania od samego Niedźwiedzia :-)
    Bardzo mi miło!

  418. mafet pisze:

    No to się tacie Andrzejowi przytrafiło 5 minut szczęścia :)

  419. 21stcenturyman pisze:

    Nie potrafię się tym nie pochwalić, co mnie spotkało dzisiejszego dnia w związku z moim mailem do Trójki, a że plik nie chce mi tutaj wejść, wysyłam na znane mi adresy w formie prive, a chętnych proszę o ew. podanie adresów :-)
    ( Przesłane w imieniu Marka Niedźwieckiego! )

  420. 21stcenturyman pisze:

    Cieszę się, że tak szybko doszło, bo muli mi się sprzęt przez natrętne programy typu pup, których ostatnio nie mogę się pozbyć.
    Słucham na okrągło. To, co się dzieje w Alone In The Universe, wokal Jeffa i ta cała aranżacja przyprawia mnie o dreszcze i powoduje, że zapominam o całym świecie… W sumie to można powiedzieć, że oto świat stał się piękny (gdyby komuś wydawało się, że do tej pory nie był ;-) ). Jeff jest cudem tego świata! Nie, nie, Kajman – to nie to, co masz na myśli. Ten fanatyzm jest moim przywilejem, bo nie mogę nie odreagować tego, co czuję. Myślę, że przez takie chwile mogę być tylko lepszym człowiekiem…
    Pamiętam, że gdy w roku ’79 czy 1980 natknąłem się po raz pierwszy na Don’t Bring Me Down i się zaczęło, nie miałem z kim tego podzielić. Tej fascynacji. Wokół nikogo. Nawet w roku 1986, gdy w swoim prawie stutysięcznym mieście udałem się na zapowiadaną prezentację płyt ELO w jednym z domów kultury, nie było nikogo. Prezentacja z jakichś względów się nie odbyła. Żadnych wyjaśnień. Ale jednak był ktoś. Ktoś taki jak ja. Przejechał ponad 60 km, przywiózł swoje wycinki z gazet, przepisane z płyt teksty…
    A teraz, gdy powiedziałem mu, że są nowe 2 utwory Jeffa, zadzwonił do mnie płacząc ze szczęścia… Tak, tak… Słuchał i płakał…
    Dlatego teraz cieszę się, że mamy co mamy. Zloty też mamy! Pozdrawiam Wieśka i wszystkich tu zaglądających i piszących!

  421. Janusz pisze:

    Dziękuję za „I`m Leaving You”-piękny utwór.

  422. Krzysiek pisze:

    Dziękuję jeszcze raz :D
    Przyleciało do mnie 23:54 i od tej pory nie mogę się opanować i w zapętleniu rozkoszuję się, zwłaszcza tytułowym utworem. Teraz tylko kalibruję swojego Adama GS420 i czekam do 13, bo wspaniale to musi zabrzmieć na winylu.

  423. 21stcenturyman pisze:

    Powinno już być!

  424. 21stcenturyman pisze:

    Nadstaw ręce :-)

  425. Krzysiek pisze:

    moment.in.paradise@gmail.com
    Z góry serdecznie dziękuję

  426. 21stcenturyman pisze:

    podaj maila, Krzysiek

  427. Krzysiek pisze:

    Mówiąc o zwiastunach miałem na myśli utwory że skasowanych filmów z youtuba.

  428. 21stcenturyman pisze:

    Janusz, podaj maila.
    Mafet: perełka znana i kochana :-)
    I dzieje się, dzieje!
    Krzysiek: był taki zwiastun???

  429. Janusz pisze:

    Mam tytułowy kawałek z nowej płyty w mp3.Szukam „I`m Leaving You” bo niestety nie zdążyłem pobrać przed usunięciem z youtube.

  430. mafet pisze:

    No nic … będziemy polować w sieci na kolejne kawałki z AITU, a tym czasem dla tych zasmuconych znalazłem taką perełkę, może ktoś jeszcze nie słyszał:

    ORDINARY DREAMS (wersja alternatywna)
    https://www.youtube.com/watch?v=I-9xfV6EnOg

    I proponuję odsłuchać na słuchawkach bo w tle dzieje się, oj dzieje …

  431. Krzysiek pisze:

    Czy może ktoś zarchiwizował film że zwiastunami z Alone In The Universe ? Byłbym zainteresowany.

  432. 21stcenturyman pisze:

    No, nie ma już. A jak to się właściwie dzieje, że na miesiąc przed takie rodzynki trafiają do obiegu???

  433. 21stcenturyman pisze:

    No, nie ma już. A jak to się właściwie dzieje, że na miesiąc przed takie rodzynki trafiają do obiegu???

  434. mafet pisze:

    Niestety na youtube wydawca blokuje wszystkie „przemytnicze” zwiastuny … jak tylko coś gdzieś znajdę to wrzucę ..

  435. 21stcenturyman pisze:

    Tego nie można przestać słuchać!!!!! Noc z głowy :-) „Alone..” jest chyba połączone z poprzednim kawałkiem One Step at a Time, tak mi się wydaje.
    I’m Leaving You, jak zauważył mój przyjaciel z tego forum i nie tylko ( pozdrowienia Kris! ), w rytmie Orbisonowskim.

  436. 21stcenturyman pisze:

    Mafet! Bracie!!! Alone In The Universe… Jeeeeeezuuu!!! Podałem dalej w Polskę. Niektórzy płaczą nie tylko z radości! Dzięki!!!
    Oba kawałki doskonałe! Sorry, Kajman! ;-)

  437. mafet pisze:

    Kajman nie twierdzę, ze Balance of Power nie jest super, ale w mojej ocenie (subiektywnej) to najsłabsza pozycja w dorobku i zdecydowanie słychać, że jedyne do czego Jeff dążył to do wywiązania się z kontraktu z wytwórnią płytową, bo nie pozwolili mu zrobić z SECRET MESSAGES podwójnego albumu. Zresztą jak usłyszałem intro i alternatywną wersję HEAVEN ONLY KNOWS to pomyślałem sobie dlaczego tego JEFF nie dałeś w takiej właśnie wersji. I zapewne tutaj też posprzeczałbym się z kilkoma fanami, bo jak wiadomo ilu słuchaczy tyle opinii +1. W zasadzie po trosze tak jest, że nowe propozycje oceniamy po zderzeniu się naszych wyobrażeń tego co będzie z tym co przyszło … Muszę się oczywiście absolutnie zgodzić z Tobą, że na wcześniejszych płytach ELO jest zdecydowanie więcej muzycznej charyzmy. ale czas jest nieubłagany. SECRET czy TIME to płyty z przed ponad 30 lat…. Dzisiaj Jeff ma 68 lat !!! Ja nie oczekuję już od niego tego muzycznego polotu 30-to, czy 40-to latka. Być może dlatego omija mnie rozczarowanie. Zresztą obie płyty Travelin Wilburys pokazały wyraźnie w jaką stylistykę Jeff powoli skręca. Potem wysyłał nam wyraźne sygnały, że pracuje nad nowym materiałem i przy okazji nowych wydań remasterowanych pozycji celowo dodawał bonusy, przemycając te nową stylistykę i przygotowując nas na ten nowy materiał…. Oczywiście ja też zdecydowanie wolę kiedy wszystko idzie na „żywca” bo więcej osób przy instrumentach to więcej muzycznego entuzjazmu. Płyta LIVE oczywiście jak zauważyłeś jest tego świetnym przykładem. Podchodząc z dystansem to trzeba zauważyć, że wielu muzyków tworzących magiczne czasy ELO zwyczajnie już nie ma, bo albo odeszli do tej największej orkiestry świata albo w swoich willach odcinają kupony od historii. Dobrze, że JEFFOWI się w ogóle jeszcze chce … Bo przecież wszyscy nieustająco się pytają kiedy nowa płyta ? kiedy nowa płyta ? no to ją zrobił … Osobiście podchodzę do tego materiału na zasadzie dziękuję Jeff, że mogę posłuchać czegoś nowego w stylistyce ELO … bo przecież te nuty są znajome …
    A dla tych co chcieliby tych kilku nut posłuchać załączam linki do nowych zwiastunów ALONE IN THE UNIVERSE:

    https://www.youtube.com/watch?v=Ij2-eiSaEIk

    https://www.youtube.com/watch?v=5YnJLl0toUE

  438. 21stcenturyman pisze:

    Wyciągasz daleko idące wnioski. Forum działa w „porywach” między zlotami lub przy okazji nowych produkcji. Kilka osób zainteresowanych jego utworzeniem żyje także swoimi problemami codziennymi. Zazdroszczę Ci tego ucha. A może lepiej nie zazdrościć i cieszyć się tym, co jest. Pisz, bo warto się podzielić wszelkimi spostrzeżeniami, może za bardzo wczuwam się w rolę obrońcy Jeffa.
    Daj maila, to też Ci coś wyślę. Na zgodę :-)

  439. Kajman pisze:

    21 scentury man, nie lubisz krytyki i nie wyciagasz z niej wnioskow…
    To forum kiedys zylo, teraz tylko w wiekszosci Ty na nim piszesz…
    Jak myslisz dlaczego tylko wciaz sa tylko Twoje posty?

    Przepraszam ale musialem to napisac…

  440. Kajman pisze:

    Mafet, przywolany przez Ciebi Balance of power jest super! Perkusja jak najbardziej pasuje do klumatu i owczesnego trendu oraz lat w ktorych powstawala. Czasu nie da sie zatrzymac podobnie jak postepu, ktory dotyka rowniez muzyke tworzona przezz zespoly – w tym i tworczosci Jeffa. Jednakze, nastepna plyta Zoom jakze inaczej wybrzmiewa gdy gra na niej „zywy” perkusista (Zoom Live jest tego przykladem, a na plycie rowniez Ringo gra – ja zapewne wiesz). Nawet wczesniejsze plyty Seceet czy Time sa wspomagane elktroniczna perkusja. Jak sluchasz tych plyt czujesz glebie, moc i naturalnosc dzwieku. W ostatnich dokonanuach JL juz tak nie jest – schematy perkusyjne sa powielane! Nie uwieze ze tego nie dostrzegasz. Nie ma w nich zycia i indywidualizmu, ktory wnosi kazdy muzyk grajacy na swoim instrumencie. Podobnie w zyciu – chirurg operuje a anestezjolog znieczula, kazdy jest swietny w swym fachu. Dlatego chlodno oceniam to co robi teraz JL. Bo stac go na to aby znow muzyka BRZMIALA tak jak swierza bulka a nie czerstwy chleb. Popatrz jak zachwycalismy sie kiedy Jeff i Richard grali tylko we dwoch… Wiesz czemu? Bo Jeff spiewal i gral na gitarze a Rysiek gral na klawiszach a nie odwrotnie!

  441. 21stcenturyman pisze:

    Poszło!

  442. 21stcenturyman pisze:

    Zdrowo jest tak właśnie do tego podchodzić.
    Mafet: daj mi swój adres mailowy, to Ci coś podeślę. Spadniesz z krzesła :-)

  443. mafet pisze:

    Widzę, że kampania wyborcza i jej emocje udzielają się i tutaj ;) a tak serio to do tematu trzeba podejść obiektywnie i zwrócić uwagę na fakt, że mamy 21 wiek i w zasadzie ponad połowa współczesnej produkcji pop-rockowej naszpikowana jest elektroniką …. Wszyscy pełnymi garściami korzystają z dobrodziejstwa technologi, to dlaczego nie ma tego robić Jeff, to że ma swoje lata nie znaczy, że musi być „analogowy”. I nie ma znaczenia czy w najnowszych produkcjach sam sobie przygrywa na perkusji , czy też wspomaga się przywołaną elektroniką, ważne czy nam się podoba … Na marginesie taki „automat” bije na BALANCE OF POWER i tak jak nie przeszkadza mi to wcale w „CALLING AMERICA” tak nie przeszkadza mi w ogóle w „WHEN I WAS A BOY” … Zamówiłem i winyl i kompakt i znów czekam jak dziecko na święta … i to uczucie jest niewiarygodnie przyjemne…
    Pozdrawiam i fanów i fanatyków i niezadowolonych …

  444. 21stcenturyman pisze:

    Daleko mi do fanatyzmu, który masz na myśli, ale potrafię przejechać kilkaset kilometrów na spotkanie z innymi, którzy delektują się tą twórczością, a nie zastanawiają się po co tam przyjechali. Gdy Ciebie poznałem osobiście, myślałem, że jesteś jedną z takich osób. Przy wydaniu Long Wave i Mr. Blue Sky stałeś się specjalistą od dezawuowania wszystkiego, co wyszło spod ręki Jeffa, no może poza Jody. A dziwne, bo nie sądzę, że miałeś wtedy książeczkę z płyty (wydanie japońskie), aby prześledzić instrumentarium i czy jest tam zapis:
    PC from my childhood (when I was a boy) on which I made all drum effects. Ludzie czekają kilkanaście lat na płytę i pozwól im się ślinić, jeżeli chcą.

    Fan – osoba podziwiająca człowieka, grupę ludzi, dzieło sztuki, bądź ideę. Jest to skrót od słowa fanatyk, jednak jest mniej pejoratywny, a nawet ma pozytywny wydźwięk. Fani określonego zjawiska często organizują się, tworząc tzw. fankluby, lub organizują imprezy z tym związane. ( Wikipedia )

  445. Kajman pisze:

    Czemu mnie atakujesz? Wypowiadam moje prywatne zdanie na forum ELO. To miejsce temu sluzy. Jestem takim samym fanem jak Ty. Chociaz z chlodniejszym podejsciem. Czujesz roznice miedzy FANEM a nie FANATYKIEM? Ktory z nas jest ktorym?
    Ja nie krytykuje twojej fascynacji Jeffem. Mozesz sie slinic bezkrytycznie jak dotychczas na wszystko co Jeff tworzy…

  446. 21stcenturyman pisze:

    Mam dla ciebie propozycję:
    Napisz do Jeff Lynne Team na fb swoje żale, że to i tamto. Oprotestuj. Napisz na forach fanklubowych. Dojdzie do Jeffa, że ktoś go zdekonspirował. Bryan Adams też na pewno z Jeffem zacierał ręce i bawił się na laptopie w blaszane dźwięki.
    A potem sam coś nagraj i pokaż, jak to powinno wyglądać. Zatrudnij się jako krytyk muzyczny. Marnujesz się!

  447. Kajman pisze:

    Taaaa…
    Żal…
    Perkusja jak z dziecięcego laptopa…
    Powielanie starych błędów!

  448. 21stcenturyman pisze:

    ‚Alone In The Universe” CD pierwsza na top 100 zamówień, a wersja winylowa na 3. miejscu!!! Płyty rozdziela …Star Wars: The Ultimate Vinyl Collection :-)

  449. 21stcenturyman pisze:

    Pełna lista utworów z bonusami na rynek amerykański ( tym razem ):
    1. When I Was a Boy
    2. Love and Rain
    3. Dirty to the Bone
    4. When the Night Comes
    5. The Sun Will Shine on You
    6. Ain’t It a Drag
    7. All My Life
    8. I’m Leaving You
    9. One Step at a Time
    10. Alone in the Universe
    11. Fault Line
    12. Blue

  450. 21stcenturyman pisze:

    When I was a boy
    I had a dream
    All about the things I’d like to be.
    Soon as I was in my bed
    Music played inside my head
    When I was a boy
    I had a dream.

    When I was a boy
    I learned to play
    Far into the night
    And drift away.
    Don’t want to work (na moje ucho jest „wanna” )
    On the milk or the bread
    Just want to play ( wanna? )
    My guitar instead
    When I was a boy
    I had a dream.

    And radio waves
    Kept me company
    In those beautiful days
    When there was no money
    When I was a boy
    I had a dream.

    When I was a boy
    I had a dream
    Finding out what live
    Could really mean.
    Don’t want a job
    Cos it drives me crazy
    Just want to sing ( wanna? )
    Do you love me baby
    When I was a boy
    I had a dream.
    And radio waves
    Kept me company
    In those beautiful days
    When there was no money
    When I was a boy
    I had a dream.

    When I was a boy.

    Woooooow!

  451. 21stcenturyman pisze:

    I jak Ci nie przyznać racji!!!
    „When I Was A Boy” już w Trójce u Niedźwieckiego!

  452. mafet pisze:

    Co za pytanie ? Jest bosko !!!!! jest cudownie !!!!! i nie ważne, że coś tam przypomina … Jestem ogromnie szczęśliwy, że doczekaliśmy się kolejnego krążka. Czuję, a właściwie jestem pewien, że będzie absolutnie udane dzieło … :)

  453. 21stcenturyman pisze:

    No i wysłuchałem już ze 30 razy i nie mogę się nie podzielić tymi skojarzeniami.
    Widać, że przynajmniej w tym utworze Jeff wcale a wcale nie ma zamiaru odcinać się od wpływu The Beatles na jego dalszą muzyczną drogę, no bo śpiewa przecież When I was a boy I had a dream…, a jako chłopak to śniło mu się być piątym bitelsem. To istny hołd oddany jego fascynacji tą muzyką i to słychać baaaardzo. Oprócz skojarzenia początku utworu z Ordinary Dream z Zoomu, to początek – posłuchajcie dobrze- jest tożsamy z Watching The Wheels Johna Lennona, a pierwsza linia melodyczna śpiewanego tekstu to niczym A Day in The Life Betlesów.
    W niczym to mi nie przeszkadza i chcę więcej tego klimatu! Liczę także na coś jeszcze bardziej kosmicznego… :-)

  454. 21stcenturyman pisze:

    Słucham na okrągło. Rozbieram na części każdy dźwięk…
    Kosmos… Kojarzy mi się z czymś, ale wcale mi nie przeszkadza w rozkoszowaniu się…

Napisz komentarz

Dodaj komentarz

Najnowsze komentarze

___________________

Kalendarium Singli

___________________

Analiza Utworów

___________________

Szukaj na stronie

___________________

RSS

___________________

Wpisy

___________________
Web Design Bournemouth Created by High Impact.
Copyright © Polski Fanklub ELO. All rights reserved.
eXTReMe Tracker